Tusk to jednak „mistrz”, w mig zakwestionował 6-letnią narrację PO o tzw. rozdawnictwie

  1. Tuż przed Świętami Wielkiej Nocy na posiedzeniu Rady Krajowej Platformy, przewodniczący Donald Tusk oprócz tradycyjnych ataków na Prawo i Sprawiedliwość, premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, zaprezentował także kilka pomysłów programowych.

Najważniejsze z nich to wniesienie przez klub PO do laski marszałkowskiej trzech projektów ustaw: o 20% podwyżce płac dla pracowników sfery budżetowej, ustalenie maksymalnej raty kredytu hipotecznego na poziomie z końca 2021 roku oraz emisja obligacji drożyźnianych.

Ba Rada Krajowa Platformy przyjęła uchwałę, w której zobowiązała swoich parlamentarzystów nie tylko do przygotowania tych projektów ale także ich forsowania w pracach Sejmu i Senatu.

 

  1. Już na pierwszy rzut oka, te propozycje to przynajmniej kilkadziesiąt miliardów złotych dodatkowych wydatków budżetowych (sama 20 procentowa podwyżka płac pracowników sfery budżetowej to wydatek ok. 30 mld zł) ale Donald Tusk nawet się nie zająknął skąd mają pochodzić środki na pokrycie tych dodatkowych olbrzymich wydatków budżetowych.

Na tym tle wywiązała się zresztą następnego dnia na jednym z portali społecznościowych ciekawa wymiana zdań pomiędzy Leszkiem Balcerowiczem, a Izabelą Leszczyną, która jest przedstawiana przez Platformę jako główna ekspertka tej partii od finansów.

Balcerowicz miał pretensję do red. Jacka Żakowskiego, że ten prowadząc wywiad ze wspomnianą poseł Leszczyną nie zapytał „ile mld zł z budżetu będzie kosztować obiecane 20% podwyżki dla pracowników sfery budżetowej i skąd PO weźmie na to pieniądze?”.

Odpowiedziała chyba szczerze, poseł Leszczyna „moja partia i ja korzystamy z wiedzy ekonomistów i ekspertów o różnych poglądach” i dodała „A naszym celem jest wygrać z PiS-em!!”.

A więc jesteśmy w stanie zrobić wszystko, nawet złożyć Polakom propozycje, które rozsadzą budżet i w konsekwencji finanse publiczne, ale to nas nie interesuje, musimy wygrać z PiS-em.

 

  1. Oczywiście do obietnic Tuska i innych polityków Platformy, trzeba podchodzić z dużą rezerwą, wszak to dwaj jej czołowi politycy, ministrowie Radosław Sikorski i Jan Vincent Rostowski w restauracji „Sowa i przyjaciele” wprost twierdzili „że obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą” i że „dwa razy obiecać to jak raz dotrzymać”.

Ale mimo takiego podejścia, rzucenie jakby od niechcenia przez przewodniczącego Tuska trzech propozycji, które gdyby udało się je teraz przeforsować, kosztowałyby by budżet przynajmniej kilkadziesiąt dodatkowych miliardów złotych, pokazuje, że są to ludzie skrajnie nieodpowiedzialni.

Co więcej to nie oni przez najbliższe 2 lata, byliby zobowiązani do zapewnienia środków na realizację tych propozycji ale obecny rząd Prawa i Sprawiedliwości w sytuacji kiedy polska gospodarka jest już dotknięta negatywnymi skutkami inwazji Rosji na Ukrainę.

 

  1. Politycy Platformy przez ostanie 6 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości najczęściej komentowali posunięcia prospołeczne tego rządu takie jak Rodzina 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, czy program 300 plus jako tzw. rozdawnictwo.

W przypływie szczerości część tych polityków, mówiła wręcz o tym, że jak dojdą do władzy, to z tych najbardziej kosztownych programów prospołecznych się po prostu wycofają, bo przecież budżet tego nie udźwignie.

Przewodniczący Tusk jednym posunięciem zakwestionował tę ponad 6-letnią narrację swojej partii, składając bardzo hojne propozycje dodatkowych wydatków budżetowych, sumarycznie na kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie.

Skoro nie pomogła strategia „ulica i zagranica”, to w celu poprawy słupków poparcia społecznego, trzeba sięgnąć po propozycje, które przez ponad 6 lat nazywało się rozdawnictwem.