1. Wczoraj media poinformowały, że premier Donald Tusk odwołał prezesa Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), który kierował tą instytucją od 2016 roku, a więc przez blisko 9 lat. Decyzja jest zaskakująca, ponieważ kierowanie tym urzędem było do tej pory powierzane ludziom ze środowiska naukowego, nie związanym z polityką, aby dodatkowo podkreślać jego niezależność i obiektywizm prezentowanych informacji i danych statystycznych. Takim właśnie urzędnikiem był dotychczasowy prezes tego urzędu, a publikowane raporty i różnego rodzaju dane statystyczne, nigdy nie były kwestionowane i podejrzewane o brak rzetelności.

 

  1. Rzeczywiście w ostatnich tygodniach GUS opublikował kilka komunikatów, które potwierdzają, że polskiej gospodarce, pisząc najoględniej, nie dzieje najlepiej, co stoi w jawnej sprzeczności z linią propagandową rządu Tuska. Otóż pod koniec października, GUS zaprezentował dane dotyczące sprzedaży detalicznej za wrzesień, które dosłownie zszokowały analityków, zajmujących się polską gospodarką. W sytuacji kiedy spodziewali się oni wzrostu sprzedaży detalicznej o około 2% w ujęciu rok do roku (konsensus rynkowy przewidywał, że ten wzrost wyniesie nawet 2,2%), sprzedaż ta nie tylko nie wzrosła, ale spadła i to aż o 3%. Chodzi o sprzedaż detaliczną wyrażoną w cenach stałych, a więc po wyeliminowaniu inflacji, przy czym w ujęciu miesiąc do miesiąca (w stosunku do sierpnia),  spadek sprzedaży jest jeszcze  głębszy i wyniósł aż 6,7%. Tak głębokie spadki sprzedaży detalicznej, miały miejsce w niektórych miesiącach pandemii covid19, kiedy mieliśmy do czynienia powszechnymi lockdownami, dotyczącymi zarówno handlu jak i obywateli.

 

  1. Z kolei w połowie listopada, ukazał się komunikat GUS, że inflacja w październiku wyniosła już 5% w ujęciu  rok do roku, podczas gdy jeszcze w marcu tego roku wynosiła 2%, czyli była wręcz poniżej celu inflacyjnego, który jest ustalony przez RPP na poziomie 2,5% +/- 1 pkt procentowy. Z tego komunikatu GUS wynika, że w ujęciu rok do roku, ceny żywności wzrosły o 4,9%, ceny związane z użytkowaniem domu i nośnikami energii, aż o blisko 10% (dokładnie o 9,7%), usług zdrowotnych o 5,9%, usług edukacyjnych o 9,2%, usług zdrowotnych o 5,9%, usług restauracyjnych i hotelowych o 7,2%. Wszystko wskazuje wprawdzie na to, że  w Polsce ceny rosną w konsekwencji decyzji rządu Tuska, między innymi  z powodu zniesienia tarczy związanej z żywnością, czyli podniesienia stawki VAT na żywność z 0% do 5%, a także zniesienia tarczy energetycznej w związku z czym, wzrosły o 20-30% ceny prądu, gazu i ciepła systemowego. Niestety tymi dwoma decyzjami rządu Tuska, rozkręcono na nowo spiralę inflacyjną i jeżeli okaże się, że z początkiem roku zniesione zostaną ostatnie ograniczenia związane z cenami prądu i gazu, to już na początku przyszłego roku inflacja zdecydowanie przekroczy 6%.

 

  1. Z kolei z ogłoszonego kilka dni temu komunikatu GUS dotyczącego tzw. szybkiego szacunku PKB wynika, że III kw tego roku mieliśmy do czynienia z niespodziewanym jego spadkiem o 0,2 % w stosunku do II kw. Wprawdzie w ujęciu rok do roku w III kw PKB wzrósł o 1,7%, ale to wyraźnie niższy wzrost, niż spodziewali się analitycy, bowiem wg prognoz PKB miał rosnąć w kolejnych kwartałach tego roku. W  I kw w porównaniu z rokiem ubiegłym GUS odnotował wzrost PKB o 1,7%, w II kw aż o 3,6% i kiedy wydawało się, że polska gospodarka jest w wyraźnym trendzie wzrostowym, w III kw jak już wspomniałem, odnotowano wzrost tylko o 1,7% , a w ujęciu kw do kw, wręcz spadek PKB. To w oczywisty sposób, źle wróży wzrostowi gospodarczemu także w IV kw, a wzrost całoroczny będzie  najprawdopodobniej wyraźnie niższy niż 3% PKB, a przypomnijmy w budżecie zapisano wzrost wynoszący 3,1%.

 

  1. Być może to te trzy kolejne komunikaty GUS, dotyczące ważnych danych o charakterze makroekonomicznym, a więc o spadku sprzedaży detalicznej o 3% , wzrostu inflacji do 5% i wreszcie spadku PKB o 0,2% w ujęciu kw./kw., w sytuacji kiedy media wspierające rząd ciągle kreują sielankowy obraz gospodarki, zwyczajnie „rozsierdziły” Donalda Tuska i stąd decyzja o odwołaniu prezesa GUS, który był ich posłańcem. Swego czasu Lech Wałęsa, dążący wtedy do startu w wyborach prezydenckich, użył takiej frazy „ stłucz Pan termometr, nie będziesz miał gorączki” i być może premier doszedł do podobnego wniosku i odwołał prezesa GUS.

  1. Po poinformowaniu przez GUS w ostatnich dniach, że inflacja konsumencka w październiku, wyniosła już 5% w ujęciu rok do roku, a główną przyczyną jej wzrostu do tego poziomu jest sięgający blisko 10% wzrost cen nośników energii, rząd Tuska zdecydował się ogłosić, że będzie jednak mroził ceny energii o 1 stycznia przyszłego roku. Kolejną ważna przyczyną tej decyzji jest także rozkręcająca się prezydencka kampania wyborcza, choć wprawdzie jeszcze oficjalnie nie ogłoszona, ale już rozpoczęta w związku z prawyborami w Platformie. Rząd Tuska uznał, że kandydatom koalicji startującym w wyborach prezydenckich bardzo zaszkodzi kolejna fala podwyżek cen energii od 1 stycznia tego roku, która niechybnie nastąpi, gdyby nie było jakiejś formuły ich mrożenia.

 

  1. W tej sytuacji rząd przyjął projekt ustawy, w której określa, że cena maksymalna energii elektrycznej od 1 stycznia przyszłego roku, nie może przekroczyć 500 zł/MWh, ale tylko dla gospodarstw domowych, natomiast ceny energii dla przedsiębiorców będą już zupełnie uwolnione. Te uwolnione ceny energii będą dotyczyły także samorządów i wszystkich ich instytucji, w tym żłobków, przedszkoli, szkół a także szpitali, co oznacza znaczące podwyższenie kosztów ich funkcjonowania. Ponadto w 2025 roku nie będzie już żadnego wsparcia w postaci bonu energetycznego, skierowanego do gospodarstw domowych o najniższym poziomie dochodów, nawet na tym minimalnym poziomie jaki wprowadzono w II połowie tego roku. W projekcie ustawy przyjęto także, że na rok 2025 zawieszona będzie tzw. opłata mocowa, przy czym zarówno utrzymanie ceny energii na poziomie 500 zł/MWh, jak i zawieszenie wspomnianej opłaty, zostanie zrekompensowane przedsiębiorcom wytwarzającym i dystrybuującym energię elektryczną.

 

  1. Przy czym przyjęto ,że kwota tych rekompensat dla tych przedsiębiorstw, nie może przekroczyć 4 mld zł w odniesieniu do mrożenia ceny energii i blisko 1,5 mld zł w związku zawieszeniem tzw. opłaty mocowej. Co najdziwniejsze w tej propozycji, wspomniana łączna kwota rekompensat w wysokości 5,5 mld zł, ma pochodzić z utworzonego w BGK jeszcze przez rząd premiera Morawieckiego Funduszu Przeciwdziałania COVID 19, który wręcz bezpardonowo był krytykowany przez ówczesną opozycję, a obecną koalicję rządową. Wprawdzie w projekcie ustawy nie zapisano tego wprost, że wspomniane mrożenie cen energii, będzie obowiązywało tylko 9 miesięcy, ale wynika to z wysokości środków przeznaczonych na rekompensaty, we wspomnianej wysokości 4 mld zł. Oznacza to, że decyzja o mrożeniu cen energii, ma charakter wybitnie wyborczy i ma być zniesiona tuż po rozstrzygnięciu w wyborach prezydenckich, po tej dacie nie trzeba będzie już zabiegać o względy wyborców.

 

  1. Niestety propozycja rządu Tuska, mrożenia cen tylko na 9 miesięcy dla gospodarstw domowych i pozostawienie poza tym systemem przedsiębiorców, oznacza, że jej wpływ na zahamowanie rozkręcającej się spirali inflacyjnej, będzie jednak ograniczony. Energia jest bowiem składnikiem kosztów wytwarzania w zasadzie wszystkich towarów jak i procesów świadczenia usług i wzrost jej cen dla przedsiębiorców, będzie oznaczał konieczność wliczenia tego w koszty i następnie przeniesienie tego na ceny. Więc nie ulega wątpliwości, że od 1 stycznia będziemy mieli do czynienia z kolejnym impulsem inflacyjnym, choć może już nie tak silnym, jak ten, który nastąpił po zniesieniu tarczy energetycznej od 1 lipca tego roku.

 

  1. Przypomnijmy, że dzięki rozsądnej polityce NBP i Rady Polityki Pieniężnej w latach 2022-2023, udało się sprowadzić putinflację (termin ten został wprowadzony do debaty publicznej przez Christin Lagarde prezes Europejskiego Banku Centralnego) z poziomu 18, 4% w marcu 2023, do zaledwie 2% w marcu 2024, a więc wręcz poniżej celu inflacyjnego. Niestety likwidacja tarczy związanej z żywnością i podwyższenie stawki VAT z 0% do 5%, a także rezygnacja z tarczy energetycznej od 1 lipca tego roku, doprowadziły do ponownego rozkręcenia spirali inflacyjnej, a inflacja ze wspomnianego poziomu  w wysokości 2%, wzrosła w ciągu zaledwie kilku miesięcy do poziomu 5% i wszystko wskazuje na to, że do końca roku, może zbliżyć się do poziomu 6%. Ta decyzja rządu Tuska o mrożeniu cen energii tylko przez 9 miesięcy w 2025 roku i tylko dla gospodarstw domowych z pominięciem przedsiębiorców, ale także samorządów i instytucji którymi zarządzają, jest dowodem na to, że ma ona tylko i wyłącznie wyborczy charakter.   

  1. W poprzednim tygodniu ministerstwo finansów opublikowało szacunkowe wykonanie budżetu w okresie styczeń- październik 2024 roku, z którego można się dowiedzieć, nie tylko o załamaniu się dochodów budżetowych, ale także poważnych problemach z realizacją wydatków budżetowych. Deficyt budżetowy wprawdzie szybko rośnie ,osiągnął on już  po 10 miesiącach  poziom aż 130 mld zł, ale jego wzrost, byłby jeszcze szybszy, gdyby minister Domański, na różne sposoby, nie ograniczał wcześniej zaplanowanych wydatków budżetowych. Po 10- miesiącach wydatki są zaawansowane w wysokości średnio blisko w 75%, podczas gdy upływ czasu wynosi ponad 83%, a więc są one o ponad 8 pkt procentowych, niższe niż upływ czasu. W ten sposób minister finansów swoimi decyzjami o blokowaniu wydatków, ograniczył wielkość deficytu budżetowego o około 70 mld zł, a więc gdyby nie jego posunięcia, deficyt budżetowy już po 10 miesiącach, wynosiłby blisko 200 mld zł.

 

  1. Szczególnie musi niepokoić, bardzo niskie wykonanie budżetu w części budżetowej obrona narodowa, gdzie zaawansowane wydatków wynosi zaledwie 65,4 % wydatków zaplanowanych na ten cel. Wydano zaledwie 76,9 mld zł z planowanych 118 mld zł środków w tej części budżetowej i nawet przyjmując, że w ostatnich miesiącach roku, wydatki w tej części budżetowej przyśpieszają, to wszystko wskazuje na to, że nie będzie już takiej możliwości, aby zostały one w pełni zrealizowane. Jeżeli zestawimy to z informacją o zaledwie 2% wykonaniu wydatków z pozabudżetowego Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych  (FWSZ), którego wydatki miały sięgnąć ponad 40 mld zł, to niepokój ten może tylko rosnąć (BGK, który realizuje wydatki tego Funduszu, informuje o  nich z dużym opóźnieniem, więc ten poziom wykonania był na dzień 30 czerwca tego roku). W sytuacji toczącej się za naszą wschodnią granicą regularnej wojny i to już od blisko 3 lat, ta opieszałość z realizacją wydatków budżetowych, a w szczególności tych związanych zakupami uzbrojenia jest wręcz szokująca.

 

  1. Te twarde dane dotyczące wykonania budżetu w części obrona narodowa, a także poziomu zaawansowania wydatków na ten cel z FWSZ, stoją w jawnej sprzeczności z retoryką wicepremiera i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza, a także premiera Donalda Tuska, którzy zapewniają, że ich poziom na koniec roku sięgnie 4,2% PKB, czyli dokładnie tyle ile zaplanowano zarówno w budżecie jak i we wspomnianym Funduszu. Wydaje się to już jednak niemożliwe, bo przecież do końca roku zostało już niepełne 2 miesiące, stąd rozpaczliwa próba ratowania wydatków na obronność poprzez zmianę ustawy i możliwość przeniesienia środków z budżetu do wspomnianego Funduszu, bez pytania o zgodę ministra finansów i sejmowych komisji finansów i obrony narodowej.

 

4. Środki budżetowe bowiem z końcem roku wygasają, a te w Funduszu nie, więc minister przenosząc je tam z budżetu, je uratuje, tyle tylko, że sumarycznie na obronę zostanie wydatkowane mniej środków, niż zaplanowano. Bowiem większość środków FWSZ miała mieć charakter pożyczkowy (miała pochodzić  z kredytów udzielanych prze zagranicznych producentów sprzętu wojskowego, bądź z emisji obligacji dokonywanych przez BGK), a przy zasilaniu go środkami budżetowymi, pożyczanie nie będzie już potrzebne. Wszystko więc wskazuje na to ,że w tym roku niestety nie osiągniemy łącznych wydatków na obronę narodową w zaplanowanej  wysokości 4,2% PKB i to nawet wtedy, kiedy uda się rządowi przeforsować wspomniane wyżej zmiany ustawowe.  Nawet więc realizacja przez rząd Tuska, oczywistego priorytetu w postaci wydatków na obronę narodową w wysokości ponad 4% PKB nie zostanie zrealizowany i to w sytuacji toczącej  się pełnoskalowej wojny za naszą wschodnią granicą.

  1. Minęło już dwa miesiące od powodzi na terenie trzech południowych województw naszego kraju i mimo szybkiego uchwalenia przez Parlament specjalnej ustawy na podstawie której miała być udzielana pomoc, zarówno poszkodowanym gospodarstwom domowym, przedsiębiorcom, rolnikom jak i samorządom, okazało się, że ta pomoc dociera do nich w wymiarze zaledwie symbolicznym. Ciągle realizowana jest najprostsza forma pomocy powodzianom w postaci świadczenia w wysokości 10 tys zł (8 tys zł zasiłku z pomocy społecznej + 2 tys zł zasiłku powodziowego), wypłacana przez gminne ośrodki pomocy społecznej. Pracownicy tych ośrodków nie chcąc w przyszłości odpowiadać za ewentualne wypłat tych świadczeń osobom nieuprawnionym, dokonują skrupulatnych sprawdzeń, zarówno ma miejscu jak i na podstawie dokumentów, a to powoduje wydłużanie się procedur i długie oczekiwanie na wypłacanie pieniędzy. Niestety wywołana przez obecnych rządzących atmosfera swoistego „polowania na czarownice”, w stosunku do przedstawicieli poprzedniego rządu, setek audytów i kontroli, bezpodstawnych oskarżeń, spowodowała daleko idącą ostrożność u każdego podejmującego decyzje związane z wydatkowaniem środków publicznych.

 

  1. Skoro tych najprostszych form wsparcia dla powodzian, nie udało się do tej pory w urzędnikom Tuska w pełni zrealizować, to te wymagające wypełnienia procedur technicznych i bardziej skomplikowanych procedur administracyjnych, tak naprawdę będą trwały całymi miesiącami. Chodzi o środki na remonty czy odbudowę budynków gospodarczych oraz mieszkań i domów w wysokości odpowiednio100 tys zł i 200 tys zł, które trafią do poszkodowanych w tej maksymalnej wysokości, ale tylko w przypadku, kiedy zniszczenia przekroczą 80%, przy tych niższych np. do 50%, będą wypłacane zaledwie w wysokości, odpowiednio 20 tys. zł i 40 tys. zł. Ocena poziomu uszkodzeń może być dokonana przez inspektorów budowlanych, a ponieważ wg szacunków na terenach powodziowych jest do takiej oceny ponad 10 tysięcy budynków, to mimo tego, że pomagają w tym fachowcy z innych województw, procedury trwają i trwają. W tej sytuacji środki na remonty i na odbudowę trafiły tylko do nielicznych poszkodowanych, wielu właścicieli mieszkań, domów i innych nieruchomości, czeka ciągle na oceny inspektorów budowlanych, a więc do wypłaty odszkodowań jeszcze bardzo daleko.

 

  1. Tak naprawdę tylko namiastkę wsparcia finansowego otrzymują poszkodowani przedsiębiorcy, czy rolnicy, bowiem tylko takie symboliczne wsparcie dla tych dwóch grup zawodowych, umieścili w specustawie powodziowej, posłowie i senatorowie obecnej koalicji rządzącej. Niestety propozycja klubu Prawa i Sprawiedliwości, aby do tej grupy skierować  pomoc finansową na identycznych zasadach, jak w czasie pandemii covidu, została odrzucona przez rządzącą koalicję, więc poszkodowani przedsiębiorcy i rolnicy zostali w zasadzie z niczym. Dopiero teraz, rządzący zdecydowali się na konsultacje z poszkodowanymi przedsiębiorcami i negocjują jakiego rodzaju nowe instrumenty i na jakim poziomie pomoc finansową, uruchomić dla tego środowiska. W związku z tym, że pomoc dla poszkodowanych przedsiębiorców, jest realizowana w taki sposób, to wiele firm zniszczonych przez powódź, zwyczajnie upadnie, a ich pracownicy na trwale stracą miejsca pracy.

 

  1. Oddzielną kategorią są przedsiębiorcy, których firmy nie zostały zniszczone przez powódź, ale ze względu na zniszczoną infrastrukturę, brak dostaw energii, gazu, wody, odbioru ścieków, zniszczoną infrastrukturę, nie są w stanie produkować albo świadczyć usług i tak będzie przez najbliższe miesiące. Te także bez sensownych form pomocy publicznej i to uruchomionej natychmiast, a przynajmniej zagwarantowanej przez państwo, nie przetrwają, a miejsca pracy przez nie oferowane, znikną bezpowrotnie. Również poszkodowanym rolnikom zaoferowano symboliczną pomoc i jeżeli szybko nie pojawi się nowelizacja specustawy powodziowej ich dotycząca, wiele poszkodowanych gospodarstw rolnych, na wiosnę ,zwyczajnie zbankrutuje.

 

  1. Mimo tak dramatycznej sytuacji na terenach popowodziowych i pozostawienia większości poszkodowanych bez pomocy, rząd o nich zapomniał, a nowo powołany minister ds. odbudowy Marcin Kierwiński, skoncentrował się na budowaniu swojego ministerstwa, którego funkcjonowanie w następnym roku ma kosztować ponad 25 mln zł. Donald Tusk od jakiegoś czasu skupiony jest na prawyborach kandydata na prezydenta, ogłasza wygranych w głosowaniach na portalach społecznościowych, choć jak żartobliwie zauważył prezes Jarosław Kaczyński, serwer związany z wyborem kandydata, znajduje się w głowie przewodniczącego Platformy. Co tam problemy poszkodowanych w powodzi, Tusk i jego ekipa na razie skoncentrowani są na prawyborach, a już po wybraniu kandydata zapewne skupią się przez następne miesiące na jego kampanii wyborczej.Wszak Tusk i Platforma, jak to „wygadało się” Grzegorzowi Schetynie, poprzez wybory prezydenckie, chcą „domknąć system' i to jest priorytet ich działania.

  1. Minister finansów zaprezentował w połowie tego miesiąca szacunkowe wykonanie budżetu za 10 miesięcy tego roku, z których wynika, że gdyby nie trwająca właśnie w Parlamencie jego nowelizacja, w grudniu zabrakłoby w nim pieniędzy. Wykonanie budżetu za okres styczeń-październik ministerstwo finansów prezentuje jeszcze w „starym” kształcie, a więc przed nowelizacją, ale poziom realizacji dochodów, w tym w szczególności tych podatkowych, potwierdza, że doszło do ich załamania. W szczególności to załamanie widać po realizacji dochodów z VAT, które wzrosły w październiku tylko o 1,1 mld zł (zaledwie o 4,3%) w ujęciu r/r, a także dochodów z CIT, które wyniosły za 10 miesięcy około 50 mld zł i były aż o 9 mld zł niższe, niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.

 

  1. W sytuacji załamania się dochodów budżetowych, konieczność realizacji planowanych wydatków budżetowych powoduje szybkie narastanie deficytu budżetowego, który za 10 miesięcy, wyniósł blisko 130 mld zł. Był on więc blisko 4 -krotnie wyższy, niż w deficyt w tym samym okresie 2023 roku (wtedy wyniósł prawie 36 mld zł), mimo tego, że w roku poprzednim mieliśmy do czynienia w wyraźnym spowolnieniem wzrostu gospodarczego, a wzrost PKB w całym roku wyniósł tylko 0,2%,  w tym w I i II kwartale był wręcz ujemny (wyniósł odpowiednio - 0,8% i -0,6%), natomiast w tym roku wzrost ten, ma wynieść aż 3,1% PKB. Niestety wyraźnie widać załamanie dochodów budżetowych, z dużym prawdopodobieństwem, do ich wykonania może zabraknąć, aż ok. 60 mld zł (w trwającej w Parlamencie nowelizacji, minister Domański zapisał dochody budżetowe o 56 mld zł niższe w stosunku do wielkości zaplanowanych w budżecie).

 

  1. Deficyt budżetowy szybko rośnie, osiągnął on już  po 10 miesiącach jak wspomniałem poziom 130 mld zł, ale jego wzrost byłby jeszcze szybszy, gdyby minister Domański, na różne sposoby, nie ograniczał wcześniej zaplanowanych wydatków budżetowych. Po 10- miesiącach wydatki są zaawansowane w wysokości średnio blisko w 75%, podczas gdy upływ czasu wynosi ponad 83%, a więc są one o ponad 8 pkt procentowych, niższe niż upływ czasu, a więc o kwotę ponad  70 mld zł w stosunku do wielkości planowanych. Szczególnie musi niepokoić, bardzo niskie wykonanie budżetu obrony narodowej, które jest zaawansowane zaledwie w wysokości 65% (wydano zaledwie 76,9 mld zł z planowanych  środków w tej części budżetowej)  i nawet przyjmując, ze w ostatnich miesiącach roku, wydatki w tej części budżetowej przyśpieszają, to może się okazać, że nie zostaną one w pełni zrealizowane. Jeżeli zestawimy to z informacją o zaledwie 2% wykonaniu wydatków z pozabudżetowego Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych ( dane na 30 czerwca tego roku), to niepokój ten może tylko rosnąć w sytuacji toczącej się za naszą wschodnią granicą regularnej wojny już od blisko 3 lat.

 

4. Przypomnijmy, że trwająca w Parlamencie nowelizacja budżetu na 2024 rok, w której z jednej strony minister finansów zmniejsza o 56 mld zł planowane dochody budżetowe i to tą samą kwotę zwiększa deficyt, została właśnie przegłosowana przez koalicję rządową w Sejmie i zapewne w następnym tygodniu przyjmie ją także Senat. Gdyby nie ona, jak wynika z szacunkowego wykonania budżetu za 10 miesięcy tego roku, w grudniu minister finansów, stałby się niewypłacalny, brakowałoby przynajmniej kilkudziesięciu miliardów złotych. Oczywiście nie oznacza to, że po nowelizacji w której deficyt budżetowy został podwyższony z dotychczasowych 184 mld zł, aż do 240 mld zł, zostanie on ostatecznie w całości wykorzystany. Minister finansów bowiem od dłuższego, czasu na różne sposoby, ogranicza wydatki budżetowe i wszystko wskazuje na to, że nie zrealizuje ich w planowanej wysokości, oszczędzając około 70 mld zł. Niestety tą dziedziną, której te oszczędności mogą dotyczyć, może być  obrona narodowa, a to jest sytuacja absolutnie nie do przyjęcia, kiedy za naszą wschodnią granicą trwa regularna wojna.