1. W poprzednim tygodniu przewodniczący Donald Tusk odbył kilka spotkań na Śląsku, na jednym z nich zabrał głos kibic Ruchu Chorzów i zapytał o budowę nowego stadionu dla tego klubu, do czego zobowiązał się prezydent tego miasta, wywodzący się z Platformy. Tusk odpowiedział, że skoro takie zobowiązanie padło w samorządowej kampanii wyborczej powinno zostać zrealizowane, po czym wspomniany kibic zaprosił przewodniczącego Platformy na wieczorne oglądanie meczu Polska-Czechy. Tusk przyjął zaproszenie, wieczorem pojawił się w mieszkaniu kibica, przywiózł piłki dla jego dwóch synów i nawet grał z nimi na korytarzu, co skrzętnie zostało sfilmowane i umieszczone w internecie przez ekipę mu towarzyszącą. Tusk poinformował także Pana Sławomira, kibica Ruchu Chorzów, że stadion powstanie, stwierdził, że rozmawiał na ten temat z prezydentem tego miasta i ten go zapewnił, że inwestycja będzie realizowana. 2. Jednak po wyjeździe Tuska ze Śląska, prezydent miasta poinformował, że inwestycja nie będzie realizowana, na co Pan Sławomir pojechał aż do Strzelec Opolskich na kolejne spotkanie z Tuskiem gdzie znowu zaczął upominać się o wspomnianą inwestycję w Chorzowie. Tusk przerwał mu wypowiedź, odebrał głos, mówił że „tu są inne problemy i że jego cierpliwość dla Pana Sławomira i jego problemów się skończyła”, potraktował wręcz obcesowo, człowieka u którego kilka dni wcześniej był w domu. Rozżalony Pan Sławomir poinformował publicznie, że „czuje się wykorzystany i upokorzony”, a jego mały syn, który dostał w prezencie piłkę nożną od Donalda Tuska, po tym co się stało, już jej nie chce. 3. Historia z Panem Sławomirem, kibicem Ruchu Chorzów, dobitnie pokazuje, że przewodniczący Tusk, nie ma serca do zwykłych ludzi, a otwarte spotkania z wyborcami są dla niego wręcz katorgą, którą ledwie wytrzymuje. Widać to wyraźnie w sytuacjach, kiedy padają na tych spotkaniach „kłopotliwe” pytania dotyczące rządów PO-PSL i jego premierowania, czy też sprawowania przez niego przez 5 lat funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej. Coraz częściej na tych spotkaniach zdarzają sytuacje, których trudno szukać w strategiach wyborczych, tak jak ta w Żywcu, kiedy Donald Tusk zdecydował się zaatakować wyborców Prawa i Sprawiedliwości stwierdzając, że są to ludzie „źli, zepsuci, skorumpowani i cyniczni”. Przy okazji scharakteryzował wyborców jego partii, którzy jego zdaniem to „ludzie dobrzy, energiczni, przyzwoici” i jest ich więcej niż tych „zdezorientowanych”, głosujących na Prawo i Sprawiedliwość. Wygląda na to, że Tusk zapomniał, że w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2019 roku na Zjednoczoną Prawicę głosowało ponad 8 mln wyborców, co więcej większość sondaży prowadzonych w ostatnich miesiącach pokazuje, że w nadchodzących, tych wyborców będzie jeszcze więcej (przewiduje się rekordową frekwencję wyborczą). 4. Tego rodzaju wypowiedziom, towarzyszy także straszenie nie tylko polityków Zjednoczonej Prawicy i ich rodzin, ale coraz częściej wszystkich tych, którzy publicznie ich wspierają, a ostatnio nawet wszystkich wyborców. Przypomnijmy, że zaczęło się od „słabych” żartów w stylu „moherowe berety” i „zabierz babci dowód”, przez „opiłowanie katolików” Nitrasa do „będą wyskakiwali przez okna” Wałęsy, a ostatnio „rozwiązań na ulicy” i „wyprowadzania siłą z budynków” Tuska. Ba politycy Platformy poczuli się już teraz zwycięzcami październikowych wyborów, nie tylko dzielą stanowiska ministerialne ale zapowiadają kogo wyrzucą, jakie instytucje rozwiążą, kto nie będzie mógł korzystać z publicznych pieniędzy. Grzegorz Schetyna, kiedyś jako przewodniczący Platformy, zapowiadał likwidację CBA, IPN i Urzędów wojewódzkich, Budka niedawno wyrzucenie 3 tysięcy nowych sędziów, a także rozwiązanie Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa, Nitras zupełnie niedawno, pozbawienie KUL-u dotacji z budżetu państwa, bo zatrudnia obecnego ministra edukacji prof. Przemysława Czarnka, a Tusk program „Cela plus” z mocną sugestią „Pisowcy będą siedzieć”. 5. Jednak publiczne upokorzenie kibica Ruchu Chorzów, potencjalnego wyborcy Platformy, pokazuje, że Tusk nie ma szacunku dla zwykłych ludzi i ich problemów i nawet kampania wyborcza mu nie przeszkadza, żeby to pokazać. To „ciekawa” strategia wyborcza, powinna być ona swoistym ostrzeżeniem dla wszystkich tych, którzy chcą głosować na Platformę w nadchodzących wyborach parlamentarnych, po ich ewentualnym wygraniu, oni wszyscy mogą być potraktowani podobnie jak wspomniany kibic.

  1. Wczoraj w ministerstwie rolnictwa odbył rolniczy „okrągły stół”, czyli spotkanie ministra Henryka Kowalczyka z przedstawicielami wielu organizacji rolniczych, w związku trudną sytuacją na rynku zbóż w związku z nadmiernym importem z Ukrainy.

Spotkanie, jak relacjonował minister Kowalczyk, było bardzo merytoryczne i skończyło się konkretnymi ustaleniami, które jeżeli zostaną wprowadzone w życie powinny z jednej strony wyrównać przynajmniej część strat jakie ponieśli rolnicy w związku ze spadkiem cen głównie pszenicy i kukurydzy, z drugiej odblokować magazyny, które są obecnie zapełnione zbożem krajowym i sprowadzonym z Ukrainy.

Szczególnie ważne jest opróżnienie magazynów zbożowych przez najbliższe kilka miesięcy, chodzi bowiem o to aby na kolejne żniwa, wszystkie firmy skupowe dysponowały powierzchnią na zboże z nowych zbiorów.

 

  1. Wszystko wskazuje na to, że na dopłaty na wyrównanie części strat poniesionych przez rolników minister rolnictwa będzie dysponował kwotą w wysokości 1,1 mld zł, przy czym na wypłatę kwoty 0,6 mld zł, pochodzących z polskiego budżetu jest już zgoda komisarz Vestager, która akceptuje programy pomocy publicznej.

Z tej kwoty wypłacane będą dopłaty do każdej tony pszenicy i kukurydzy proporcjonalnie do powierzchni zasiewów w poprzednim roku i 60% średniego plonu z hektara od 250 zł do 150 zł w zależności od województwa (w województwach bliższych granicy ukraińskiej dopłaty będą wyższe im dalej od tej granicy niższe).

Kolejna transza w wysokości ponad 0,5 mld zł będzie pochodziła w części z unijnej rezerwy kryzysowej, z której Polska otrzyma w dwóch transzach około 60 mln euro i ponieważ może być ona powiększona o 100% ze środków krajowych, sumarycznie sięgnie ona wspomnianej wyżej kwoty.

Uruchomione zostaną także dopłaty dla firm, które zdecydują transportować zboże do polskich portów, chodzi bowiem o to aby jak największą ilość zboża zalegającego w naszych magazynach, wyeksportować do krajów trzecich.

Rząd chce także uruchomić możliwość eksportu zboża w ramach programów światowej pomocy humanitarnej, a skup zboża na ten cel, jak zapewnił minister Kowalczyk, rozpocznie się zaraz po Świętach Wielkanocy.

 

  1. Minister zapowiedział także uruchomienie dopłat do tzw. kredytów płynnościowych dla rolników i firm skupowych, banki mają zaproponować na ten rodzaj kredytów kwotę ok. 10 mld zł, jego oprocentowanie dla kredytobiorcy ma wynieść 2%.

Wprowadzone zostaną ułatwienia w budowie powierzchni magazynowej, do określonej wielkości, tego rodzaju inwestycje będą mogły być realizowane bez pozwolenia na budowę, podobne rozwiązania mają dotyczyć także silosów zbożowych.

Budowa tych ostatnich ma znaleźć finansowanie w ramach rolniczej części Krajowego Planu Odbudowy, przy czym w związku z jego blokadą przez Komisję Europejską, prefinansowanie tego rodzaju inwestycji ma się odbywać z Polskiego Funduszu Rozwoju.

 

  1. Minister zobowiązał się także, że wystąpi do Komisji Europejskiej o wprowadzenie klauzuli ochronnej w związku z nadmiernym wpływem ukraińskiego zboża na polski rynek, co spowodowało jego destabilizację.

Jak poinformował minister do Polski w ostatnich miesiącach wwiezione zostało ponad 3 mln ton ukraińskiego zboża i tak duża dodatkowa ilość zboża spowodowała spadek jego cen, a także zablokowanie powierzchni magazynowej.

Minister ma również wystąpić także do ministrów rolnictwa Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii, których rynki zbóż także zostały zdestabilizowane przez import ukraińskiego zboża, aby także oni zwrócili się do KE o prowadzenie takiej klauzuli.

Jeżeli wszystkie te ustalenia zostaną wprowadzone w życie, to w przeciągu kilku najbliższych miesięcy, trudna sytuacja na polskim rynku zbóż powinna zostać rozładowana.

  1. Procedowanie rozporządzenia 2019/31, będącego częścią pakietu Fit for 55, dotyczącego zakazu rejestracji samochodów osobowych, dobitnie pokazuje jak wygląda kuchnia podejmowania decyzji głownie w Komisji Europejskiej.

Przypomnijmy, że forsowanie przez Komisję Europejską wspomnianego rozporządzenia nagle i niespodziewane, zostało na początku marca zablokowane przez Niemcy, tuż po przegłosowaniu go większość lewicowo-liberalną w Parlamencie Europejskim.

Wcześniej jedynym krajem, który się temu sprzeciwiał przez wiele miesięcy, była tylko Polska, później dołączyły do nas Czechy, Rumunia, Węgry i Słowacja, a po zmianie rządu jesienią poprzedniego roku, także Włochy ale w dalszym ciągu nie było tzw. mniejszości blokującej na poziomie Rady UE, dopiero wspomniana decyzja Niemiec, pozwalała ją stworzyć (przynajmniej 5 krajów, które zamieszkuje przynajmniej 35% ludności UE).

 

  1. Przypomnijmy także, że nowelizacja rozporządzenia 2019/31, przeszła przez instytucje europejskie jak burza, w Parlamencie Europejskim w połowie lutego tego roku zagłosowało za nią 340 europosłów (w tym europosłowie polskiej Lewicy), 279 europosłów było przeciw (w tym wszyscy europosłowie Prawa i Sprawiedliwości), 21 europosłów wstrzymało się od głosu i gdy wydawało się, że głosowanie na Radzie UE jest tylko formalnością, pojawił się wspomniany sprzeciw Niemiec.

Otóż na parę dni przed posiedzeniem Rady UE 7 marca, minister transportu Niemiec Volker Wissing, wywodzący się z FDP zawiadomił prezydencję szwedzką, że jego kraj zawiesza swoje poparcie dla zakazu rejestracji samochodów z silnikami spalinowymi od 1 stycznia 2035 roku.

Uzasadnieniem tego sprzeciwu jest brak strategii dotyczącej paliw syntetycznych (tzw. e-paliw), którą jego zdaniem powinna przedstawić Komisja Europejska, co pozwoliłoby funkcjonować także samochodom z silnikami spalinowymi ale już na nowe przyszłościowe paliwa.

Oczywiście jak łatwo się domyśleć, to był tylko pretekst, nowy niemiecki rząd dopiero teraz się zorientował, że wejście w życie tego rozwiązania, postawi niemiecki przemysł samochodowy na przegranych pozycjach w Europie i na świecie.

 

  1. Ale zaledwie po 3 tygodniach dowiedzieliśmy się z komunikatu wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa, że jest porozumienie z Niemcami, wspomniane rozporządzenie zostanie zmienione tak, aby jednak dopuścić do rejestracji samochody z silnikami spalinowymi także po 1 stycznia 1935 roku ale spalającymi paliwa syntetyczne (mają być ponoć bezemisyjne).

To rozporządzenie będzie musiało wrócić do PE, bo to poważna jego zmiana, KE będzie pewnie miała problem ze zwolennikami rewolucji klimatycznej, których w Parlamencie jest bardzo dużo, ale i oni zostaną jakoś przekonani.

Trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby w jakiejkolwiek instytucji europejskiej, zablokowane zostało rozwiązanie, które ma służyć niemieckiej gospodarce i którego bardzo chce ten kraj, a tak właśnie jest w tym przypadku.

 

  1. Blokada przez Niemcy wejścia w życie wspomnianego rozporządzenia i to zarządzona tuż przed jego wprowadzeniem, pokazuje także jak wygląda podejmowanie decyzji w unijnych instytucjach i w tym kontekście, aż się prosi o przypomnienie powiedzenia angielskiego piłkarza Gary Linekera w odniesieniu do piłki nożnej (na boisku walczy 22 zawodników a i tak po 90 minutach, okazuje się, że wygrywają Niemcy).

Najpierw instytucje unijne wręcz wpadły w euforię (w szczególności liberalno- lewicowa większość w PE), że zakaz rejestracji samochodów osobowych z silnikami spalinowymi już wchodzi w życie, a tu nagle Niemcy, które do tej pory były w awangardzie popierania rozwiązań z pakietu Fit for 55, na finiszu okazały się głównym hamulcowym.

Po niecałych trzech tygodniach dowiedzieliśmy się, że Niemcy dostały od KE to czego chciały i dalej już blokować rozporządzenia nie będą, wiec pewnie znajdzie się większość w PE do poparcia tych nowych zapisów.

Niemcy, zresztą po raz kolejny, pokazują w ten sposób, czym jest obecnie dla nich Unia Europejska i przy tej okazji, powinniśmy sobie wyobrazić, czym mogłaby by być, gdybyśmy zgodzili się na dalszą centralizację władzy w instytucjach unijnych i na stworzenie europejskiego superpaństwa pod ich przywództwem.

  1. Donald Tusk od momentu powrotu do polskiej polityki latem 2021 roku, coraz częściej opowiada takie historie, że jego najbliższe otoczenie powinno się zainteresować, czy aby przypadkiem z jego zdrowiem jest wszystko w porządku.

Przeinaczenia, półprawdy i coraz częściej ordynarne kłamstwa, to zawartość jego publicznych wystąpień, przy okazji próbuje przedstawiać swoje decyzje z okresu kiedy był premierem, a później przewodniczącym Rady Europejskiej, jako podejmowanie tylko i wyłącznie w polskim interesie, choć niestety było zupełnie inaczej.

Ba, Tusk zaczyna sobie przypisywać udział w strategicznych decyzjach dotyczących uniezależnienia Polski od rosyjskich surowców energetycznych, mimo tego, że w przestrzeni publicznej jest aż nadto różnego rodzaju informacji, że było dokładnie odwrotnie.

 

  1. Właśnie podczas wystąpienia na spotkaniu z wyborcami w Sosnowcu, Tusk dosyć niespodziewanie wypalił „tak się składa, że to ja byłem pierwszym w Polsce, który Norwegom zaproponował pracę nad Baltic Pipe”.

To nie tylko kłamstwo ale i wręcz niesłychana bezczelność, bowiem to właśnie rząd Donalda Tuska, zablokował już w 2008 roku prace nad Baltic Pipe, które powtórnie rozpoczął rząd Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006-2007, po ich poprzednim zerwaniu przez rząd Leszka Millera.

Sytuacja wręcz nie do uwierzenia, że człowiek, który przez lata prowadził politykę proniemiecką, a w konsekwencji prorosyjską, teraz próbuje przypisywać sobie udział w decyzji, która w oczywisty sposób, oznaczała odwrót od rosyjskich surowców energetycznych w tym przypadku gazu ziemnego.

 

  1. Przypomnijmy, że w 2001 roku negocjacje w sprawie realizacji inwestycji gazociągu Baltic Pipe, prowadził rząd AWS premiera Jerzego Buzka i uzgodniono, że Norwegowie wybudują gazociąg po dnie Morza Bałtyckiego do polskiego wybrzeża (Niechorze) ale następny rząd Leszka Millera to porozumienie w 2003 roku zerwał, tłumacząc się nadmiarem gazu jaki mamy do dyspozycji.

Trzeba przy tej okazji podkreślić, że wówczas Norwegowie byli skłonni sfinansować budowę tego gazociągu z własnych środków, odkrywali bowiem kolejne złoża gazu na swoim szelfie i poszukiwali stałych i pewnych odbiorców dużej części swojego wydobycia.

 

  1. Po raz kolejny porozumienie z tymi krajami wynegocjował pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości w latach 2006-2007 ale w 2008 roku zerwał je rząd Donalda Tuska, który przygotowywał się do podpisania z Rosją dostaw gazu w ramach kontraktu, który miał obowiązywać aż do 2037 roku.

W 2010 roku po ogromnej awanturze w Sejmie ale także interwencji Komisji Europejskiej, rząd Tuska zdecydował się ostatecznie podpisać kontrakt gazowy z Gazpromem, skracając okres jego obowiązywania do końca 2022 roku.

Natychmiast po wygranych wyborach w 2015 roku do tych negocjacji wrócił rząd Zjednoczonej Prawicy i po długich negocjacjach udało się przekonać Norwegów i Duńczyków do realizacji tego projektu Baltic Pipe.

Realizację inwestycji rozpoczęto w 2018 roku i mimo pewnych trudności (ze względów środowiskowych przedłużyła się budowa gazociągu na terenie Danii), udało się ją zakończyć już latem 2022 roku, a po próbach eksploatacyjnych została otwarta pod koniec września z częściową przepustowością ze względu na opóźnienia po stronie duńskiej.

 

  1. Teraz gazociąg Baltic Pipe funkcjonuje już pełną parą i razem z rozbudowywanym gazoportem w Świnoujściu, a także interkonektorami gazowymi z Litwą i Słowacją, zapewnia Polsce pełna niezależność od rosyjskiego gazu.

Tusk natomiast prowadził politykę uzależniania Polski od rosyjskiej ropy i gazu i to nawet wtedy kiedy pojawiały się propozycje inwestycji uniezależniających od nich, albo był nim przeciwny jak w przypadku Baltic Pipe, albo je poważnie spowalniał, tak jak w przypadku gazoportu w Świnoujściu, którego realizacja zaczęła się dopiero wiosną 2011 roku, choć powinna rozpoczęta w 2008 roku.

  1. Donald Tusk kontynuuje objazd po kraju i na publicznych spotkaniach z wyborcami, coraz częściej zdarzają mu się wypowiedzi, które są dokładnym zaprzeczeniem tych wcześniejszych, nawet tych sprzed kilku dni.

Ostatnio wychwycono takich kilka: PiS nie wybuduje muru na granicy z Białorusią, to będzie pisowski „wał”, teraz mówi, że nie tylko nie był murowi przeciwny ale cieszy się, że powstał, teraz mówi, że był inicjatorem budowy Baltic Pipe, a w roku 2008 mówił, że gaz norweski nie jest potrzebny, bo mamy kontrakt rosyjski, a w tych dniach na jednym spotkaniu cytował dekalog i mówił, że żaden katolik nie może głosować na PiS, a na innym stwierdził, że jeżeli Platforma dojdzie do władzy, przeprowadzi ustawę o zalegalizowaniu aborcji do 12 tygodnia życia dziecka.

Właśnie na jednym z ostatnich spotkań rzucił jakby od niechcenia, samorządy dostają od rządu ochłapy, biegają urzędnicy i rozdają samorządowcom jakieś karteczki, na których wypisane są jakieś sumy, ale to dla nich nie ma żadnego finansowego znaczenia.

 

  1. Tak się składa, że samorządy w okresie 2021-2022 otrzymały o rządu blisko 100 mld zł środków na inwestycje, z Funduszu Dróg Samorządowych, kwotę ponad 16 mld zł, a z Rządowego Programu Inwestycji Strategicznych i innych środków, kwotę ponad 80 mld zł.

Jak usłyszałem ostatnio na otwartych spotkaniach z wyborcami od samorządowców i to wcale nie związanych z PiS-em, ostatnie 2 lata to istny „deszcz” pieniędzy rządowych przekazywanych do samorządów na inwestycje.

Samorządy gminne, które do tej pory mogły przeznaczyć na inwestycje z własnych środków kwotę około 1 mln zł rocznie, teraz mają budżety inwestycyjne rzędu 50 mln zł rocznie, a więc 50-krotnie większe, co pozwala realizować duże projekty, o których do tej pory mogli tylko pomarzyć (np. niezwykle kosztowne, oczyszczalnie ścieków i sieci kanalizacyjne).

Dobrze byłoby, żeby Donald Tusk dotarł do takich gmin i ich włodarzom ale i mieszkańcom, rzucił w twarz, że pieniądze inwestycyjne, które otrzymują od rządu w ciągu ostatnich lat, to ochłapy.

 

  1. Przypomnijmy, że pod koniec października 2021 roku w ramach I konkursu przyznano środki 2785 jednostkom samorządu terytorialnego, (a więc otrzymało je aż 97% wszystkich samorządów), zaakceptowano ponad 4 tysiące projektów zgłoszonych przez samorządy na łączną kwotę wynoszącą ponad 23 mld zł.

Najwięcej środków przyznano wtedy w ramach priorytetu I, były to 2764 inwestycje na łączną kwotę blisko 17,2 mld zł, w ramach priorytetu II, zaakceptowano 832 inwestycje na kwotę 4,5 mld zł, w ramach priorytetu III, 399 inwestycji na łączną kwotę 2,1 mld zł i wreszcie w ramach priorytetu IV, 45 inwestycji na kwotę 163 mln zł.

Najwięcej środków samorządy przeznaczyły na infrastrukturę drogową bo aż 11,3 mld zł, infrastrukturę wodno-kanalizacyjnej 4,8 mld zł, na infrastrukturę turystyczną 1,4 mld zł, a na infrastrukturę edukacyjna 1,1 mld zł.

 

  1. Z kolei pod koniec maja 2022 roku rozstrzygnięto II edycję tego konkursu, w którym zaakceptowano do finansowania blisko 5 tysięcy wniosków (dokładnie 4989) na sumę blisko 30 mld zł, a dofinansowanie otrzymały wszystkie samorządy, które zdecydowały aplikować o rządowe wsparcie finansowe.

Podobnie jak w I konkursie największym zainteresowaniem cieszyło się pozyskanie wsparcia dla budowy dróg (47,3% zaakceptowanych wniosków), infrastruktura wodno-kanalizacyjna (16,1% zaakceptowanych wniosków), infrastruktura sportowa (8,3%), infrastruktura edukacyjna (6,9%), infrastruktura społeczna (4,7%) i kolejne to efektywność energetyczna (2,9%) i odnawialne źródła energii (2,7%), inwestycje kulturalne (2,5%) i inne rodzaje inwestycji (8,6%).

Za te środki ma powstać lub zostać wyremontowanych między innymi: 3,5 tys. km dróg, ponad 5 tys. km chodników, ponad 600 km ścieżek rowerowych, ponad 90 żłobków, ponad 700 szkół, ponad 100 siłowni plenerowych oraz ponad 20 budynków i infrastruktury towarzyszącej dla Ochotniczych Straży Pożarnych.

 

  1. Trzecia edycja konkursu dotyczyła gmin na terenie których znajdowały na się PGR-y, te samorządy otrzymały wsparcie na inwestycje infrastrukturalne ok 3 mld zł, czwarta natomiast gmin o charakterze uzdrowiskowym, te gminy aplikowały o nieduże środki w wysokości ok. 0,24 mld zł.

Z kolei w piątej edycji konkursu bezzwrotne wsparcie finansowe uzyskały 52 inwestycje realizowane przez samorządy (gminy, powiaty i województwa) na terenie wszystkich 16 województw, głównie polegające na uzbrojeniu technicznym terenów, bądź budowie dróg dojazdowych związanych z rozwojem stref przemysłowych na ich terenach.

Przyznano dotacje o łącznej wartości blisko 5 mld zł, przy czym największe wnioski opiewają na kwoty 250 mln zł, najmniejsze kilkunastu milionów złotych, dotacje te mogą pokryć do 98% kosztów realizacji tych inwestycji (minimalny wkład samorządów to tylko 2% wartości realizowanych inwestycji).

 

  1. Jak już wspomniałem, było także wsparcie wynoszące ponad 16 mld zł z Funduszu Dróg Samorządowych, a także inne formy wsparcia przekazane samorządom pod koniec poprzedniego roku, łącznie blisko 100 mld zł środków o charakterze inwestycyjnym.

Jest to najwyższe w historii istnienia samorządów po roku 1990 wsparcie inwestycji samorządowych przez rząd i aż dziw bierze, że przywódca największej partii opozycyjnej, w trwającej kampanii wyborczej, nazywa je ochłapami.