Kłamać, straszyć i obiecywać- recepta Platformy na wygranie wyborów

  1. Kłamanie jako sposób na wygranie wyborów, zalecał Platformie już blisko rok temu, Janusz Palikot obecnie przedsiębiorca, a kiedyś poseł, prominentny polityk, a nawet wiceprzewodniczący tej partii.

Właśnie pod koniec stycznia poprzedniego roku, napisał on na jednym z portali społecznościowych, „że jeżeli opozycja chce wygrać wybory, musi kłamać”, przy czym tak, żeby się nie dać na tym złapać.

Twórczo tę koncepcję rozwinął były premier Marek Belka (zresztą wybrany z list Platformy do PE), który poszedł krok dalej, sugerując, żeby kłamać ale ponieważ w dobie internetu ludzie szybko się orientują, że są okłamywani, to poprzednie kłamstwa, przykrywać następnymi.

Politycy Platformy i wspierające ich media, stosują te rady w całej rozciągłości, ba jak się wydaje, są przekonani, że nie programem wyborczym, a właśnie kłamstwami, można wygrać nadchodzące wybory.

 

  1. W ostatnich tygodniach te kłamstwa czołowych polityków Platformy, koncentrują się na „przemalowaniu” tej partii i jej lidera z polityka wręcz skrajnie prorosyjskiego, na antyrosyjskiego, który od zawsze przestrzegał przez imperialnymi zamierzeniami naszego wschodniego sąsiada.

Stąd właśnie 10 pytań zadanych na ostatniej konferencji prasowej Prawa i Sprawiedliwości właśnie Donaldowi Tuskowi, który w ostatnich tygodniach na spotkaniach z wyborcami, podkreśla jak to ostrzegał całą Europę, ba świat, przed Putinem.

Pytania o rezygnację z amerykańskiej tarczy antyrakietowej, o darowanie 1,2 mld zł Gazpromowi, o propozycję umowy gazowej z tą firmą do 2037 roku, o zgodę na Nord Stream2 i rezygnację z Baltic Pipe, o propozycję sprzedaży Rosjanom Lotosu i rafinerii w Możejkach, o nie przeznaczanie na armię 2% PKB i likwidację jednostek wojskowych na wschodzie Polski, wreszcie o oddanie śledztwa smoleńskiego w ręce Rosjan.

Oczywiście odpowiedzi na te pytania ze strony Tuska i innych polityków Platformy nie ma, bo oni szczególnie w ostatnich miesiącach są już antyrosyjscy, ba twierdzą, że zawsze tacy byli.          

 

  1. Kłamstwom, towarzyszy straszenie nie tylko polityków Zjednoczonej Prawicy i ich rodzin, ale coraz częściej wszystkich tych, którzy publicznie ich wspierają, a ostatnio nawet wszystkich wyborców.

Zaczęło się od „słabych” żartów w stylu „moherowe berety” i „zabierz babci dowód”, przez „opiłowanie katolików” Nitrasa do „będą wyskakiwali przez okna” Wałęsy, a ostatnio „rozwiązań na ulicy” i „wyprowadzania siłą z budynków” Tuska.

Ba politycy Platformy poczuli się już teraz zwycięzcami październikowych wyborów, nie tylko dzielą stanowiska ministerialne ale zapowiadają kogo wyrzucą, jakie instytucje rozwiążą, kto nie będzie mógł korzystać z publicznych pieniędzy.           

Schetyna kiedyś zapowiadał likwidację CBA, IPN i Urzędów wojewódzkich, Budka niedawno wyrzucenie 3 tysięcy nowych sędziów, a także rozwiązanie Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa, a Nitras parę dni temu, pozbawienie KUL-u dotacji z budżetu państwa, bo zatrudnia prof. Czarnka.

 

  1. No i nieustanne obiecywanie, szczególnie przez Tuska, „nie zabierzemy tego co dał PiS”, ba dołożymy do tego „20% podwyżkę dla całej sfery budżetowej”, „paliwo po 5,19 zł”, a nawet „4-dniowy tydzień pracy”.

Przy tych wszystkich deklaracjach „powszechnego zdrowia i szczęścia”, składanych przez Tuska trzeba jednak pamiętać, jakimi zasadami kieruje się Platforma jeżeli chodzi o realizację obietnic wyborczych.

Podsłuchani w restauracji „Sowa i przyjaciele”(a więc szczerzy), czołowi politycy Platformy, tacy jak Radosław Sikorski i Jan Vincent Rostowski, tak sobie „żartowali” w nawiązaniu do obietnic wyborczych „dwa razy obiecać, to jak raz dotrzymać” czy „obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”.

Sondaże jednak pokazują, że kłamstwami, straszeniem i obietnicami bez pokrycia, wyborów się jednak nie wygra, poparcie dla Platformy sięga w nich 25-27 %, to wszystko co udało się osiągnąć tej partii pod przewodnictwem Tuska.