- Premier Tusk na wczorajszej konferencji prasowej po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim poinformował, że trwają prace na koncepcją wytwarzania prądu przez polskie elektrownie dla Ukrainy, jednak bez obciążania jego ceny, kosztami zakupu pozwoleń na emisję CO2. Dostawy tak wytwarzanego prądu na Ukrainę, miałyby zapobiec zapaści energetycznej tego kraju tej jesieni i zimy, w związku ze spodziewanymi atakami Rosji na funkcjonującą jeszcze infrastrukturę energetyczną tego kraju. Abstrahując już od tego, czy swoistym mostem energetycznym z Polski jesteśmy w stanie dostarczyć Ukrainie potrzebne ilości energii elektrycznej, przeforsowanie tego rozwiązania w Komisji Europejskiej, obnażyłoby absurdy polityki klimatycznej UE. Pokazałoby przede wszystkim, że produkcja prądu z węgla w Polsce bez konieczności ponoszenia kosztów zakupu pozwoleń na emisję CO2, byłaby co najmniej o 50% tańsza, niż ta produkowana ze wszystkimi unijnymi obciążeniami. Co więcej produkcja tańszego prądu z polskiego węgla, ale tylko dla Ukrainy i milczenie w sprawie ogromnych kosztów jakie ponosi polska gospodarka i gospodarstwa domowe w naszym kraju w związku z funkcjonowaniem EU ETS jest po prostu nie do przyjęcia.
- Przypomnijmy, że premier Morawiecki parokrotnie na forum unijnym przedstawiał koncepcję zawieszenia mechanizmu handlu emisjami, najpierw w związku ze skutkami pandemii covidu, a później agresji Rosji na Ukrainę dla unijnej gospodarki. W grudniu 2021 roku na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli, Morawiecki przedstawił koncepcję głębokiej reformy europejskiego systemu handlu emisjami CO2, tzw. EU ETS. Szef polskiego rządu podkreślił wtedy, że w ostatnich kilku latach system ten zamiast służyć zrównoważonej i sprawiedliwej unijnej polityce klimatycznej, stał się narzędziem spekulacji, która tę politykę znacząco utrudnia. Polemizował także z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen, która sprzeciwiając się reformie EU ETS, twierdziła, że „rosnące ceny certyfikatów na emisje CO2, są silnym bodźcem ekonomicznym dla firm, aby przestawiały się na czystą produkcję”. Szef polskiego rządu wprawdzie potwierdził, że taka była logika tego systemu na początku, ale w sytuacji kiedy ceny pozwoleń na emisję w ciągu kilku lat wzrosły blisko 10-krotnie, ETS zamiast zachęcać firmy do racjonalnej ewolucji w zakresie transformacji energetycznej, zaczął narzucać jej wręcz szaleńcze tempo, które zagraża wzrostowi gospodarczemu wielu krajów UE.
- Morawiecki zwracał także uwagę, że gwałtowny wzrost cen pozwoleń na emisję CO2, wręcz uniemożliwia racjonalną transformację energetyczną i powoduje zagrożenie dla inwestycji niezbędnych dla stabilności unijnych gospodarek. Podkreślał, że gwałtowny wzrost kosztów wytwarzania zmusza firmy do czasowego ograniczania produkcji, a to z kolei prowadzi do „destrukcji popytu”, napędzającego przecież wzrost gospodarczy. Jedną z bardzo dużych uciążliwości z tym związanych jest w konsekwencji wzrost cen żywności, wpływający z kolei znacząco na wzrost poziomu inflacji w poszczególnych krajach członkowskich. Jeszcze bardziej gwałtownie rosną ceny nośników energetycznych, głównie gazu i prądu, co nie tylko przekłada się na wyraźne podwyższenie inflacji ale także może spowodować niepokoje społeczne na dużą skalę (wtedy w Polsce w cenie prądu, blisko 2/3 stanowiły obciążenia unijne).
- Niestety te propozycje premiera Morawieckiego zostały wówczas odrzucone, a teraz w sytuacji zagrożenia energetycznego Ukrainy, powracają w koncepcji premiera Tuska, tyle że w odniesieniu tylko do prądu produkowanego w Polsce dla Ukrainy. Szkoda, że premiera Tuska nie interesuje fakt, że ze względu na deficyt uprawnień na emisję CO2, przekazywanych przez KE poszczególnym krajom nieodpłatnie, firmy w Polsce muszą nabywać corocznie uprawnienia za przynajmniej kilkanaście miliardów złotych. Sumarycznie w latach 2021-2027 na ten cel przeznaczyły i jeszcze przeznaczą blisko 100 mld zł i ten koszt zostanie wliczony w ceny produkowanych przez nie produktów i świadczonych usług i jest jednym z ważnych impulsów inflacyjnych. Niezależnie od tego czy ostatecznie uda się premierowi Tuskowi przeforsować to rozwiązanie w KE, to jednak przedstawienie koncepcji produkowania z polskiego węgla znacznie tańszego prądu, ale tylko dla Ukrainy, stawia go w bardzo złym świetle.