1. Ostatnio w wypowiedziach polityków opozycji (głównie Platformy i Lewicy ale także PSL-u, a nawet Konfederacji), coraz częściej słychać satysfakcję, że Polskę mogą spotkać sankcje finansowe nakładane przez instytucje unijne.
Najczęściej opozycja przywołuje ewentualne powiązanie wypłat z przyszłego budżetu UE na lata 2021-2027 z oceną praworządności w poszczególnych krajach członkowskich czyli blokowanie wypłat przez Komisję Europejską.
Ostatnie dni to prezentacja przecieków z Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), który zdaniem polityków opozycji miałby zawiesić Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, a gdyby Polska się nie dostosowała do tej decyzji wtedy wprowadzono by kary wynoszące 2 mln euro dziennie.
Tej treści wpisy pojawiły się na portalach społecznościowych i były przekazywane dalej zarówno przez czołowych polityków Platformy ale także Lewicy (jeden z polityków Lewicy powoływał się nawet na źródło tej informacji, miała nim być asystentka wiceprezes TSUE).
2. Wygląda na to, że opozycja uznała, że jeżeli chodzi o debatę programową to na tym polu nie jest w stanie pokonać rządzącej Zjednoczonej Prawicy, pozostaje więc tylko straszenie Polaków najpierw Polexitem, a teraz sankcjami finansowymi związanym z blokowaniem środków finansowych, albo karami nakładami przez TSUE.
Polexit był poręcznym sposobem straszenia Polaków w sytuacji kiedy trwało zamieszanie związane z Brexitem ale temat w zasadzie się skończył bo 31 stycznia W. Brytania definitywnie opuściła Unię Europejska, a ponieważ odbyło się to bez „trzęsienia ziemi”, co więcej ten kraj ma się dobrze więc siła tego argumentu znacznie osłabła.
Na sile przybrało teraz straszenie blokadą wypłat z przyszłego budżetu UE, a w ostatnich dniach siły rażenia nabrała kara w wysokości 2 mln euro jaką Polska miałaby płacić każdego dnia jeżeli nie podporządkuje się decyzji TSUE o zawieszeniu Izby Dyscyplinarnej SN.
3. Przypomnijmy, że w sprawie ewentualnych sankcji finansowych, że w styczniu 2019 roku Parlament Europejski przyjął sprawozdanie dotyczące rozporządzenia PE i Rady w sprawie ochrony budżetu UE w przypadku uogólnionych braków w zakresie praworządności.
Mówiąc prostym językiem, chodzi o blokowanie pieniędzy z przyszłego budżetu UE dla państw członkowskich, w przypadku stwierdzenia przez Komisję Europejską łamania praworządności w tych krajach.
Teraz debata przeniosła się na poziom Rady Europejskiej, a ostateczne decyzje w tej sprawie będą podejmowane przez szefów rządów jak się wydaje łącznie z decyzjami dotyczącymi ostatecznego kształtu unijnego budżetu na lata 2021-2027, a w tej sprawie musi być jednomyślność.
4. Komisji która przygotowała wspomniane rozporządzenie nie udało się zaproponować jednoznacznych kryteriów ustalania uogólnionych braków w zakresie praworządności w państwach członkowskich, co niestety tworzy pole uznaniowości w tym zakresie i stwarza zagrożenie karania przez Brukselę „nielubianych” rządów i niekarania tych „lubianych”.
Tę poważną wątpliwość, potwierdza także opinia Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO) z sierpnia 2018 roku, który stwierdził, „że rozporządzenie pozostawia Komisji bardzo szeroki margines swobody w tej procedurze”.
Co więcej autorzy rozporządzenia domagają się, żeby rządy krajów dotknięte taką blokadą środków z budżetu UE, były jednak zobowiązane do dokonania płatności na rzecz ostatecznych beneficjentów, co oznacza, że byłyby one karane podwójnie, z jednej strony odebraniem wcześniej przyznanych środków europejskich, z drugiej koniecznością wyasygnowania z własnego budżetu tej samej kwoty i przekazania jej beneficjentom.
W tej sytuacji powierzenie Komisji tak dotkliwego instrumentu karania krajów członkowskich, na podstawie kryteriów o w dużej mierze uznaniowym charakterze, byłoby skrajną nieodpowiedzialnością i trudno wręcz sobie wyobrazić aby szefowie wszystkich rządów krajów członkowskich zgodzili się na takie rozwiązanie.
Do przyjęcia wspomnianego rozporządzenia wiec droga daleka, tym bardziej zasmucające są wypowiedzi czołowych polityków opozycji, którzy już teraz się cieszą, że Komisja będzie jednak miała instrument do nakładania sankcji finansowych na kraje, który ich zdaniem nie przestrzegają praworządności.
5. Podobnie jest z zapowiadanymi karami finansowymi, które jakoby miałyby być nałożone na Polskę przez TSUE i to już w poprzednim tygodniu, tu także z wypowiedzi polityków opozycji i ich wpisów na portalach społecznościowych wyziera radość, że nasz kraj miałby dotknąć tego rodzaju sankcje.
Rzeczywiście w połowie stycznia KE zwróciła do TSUE o zbadanie tej sprawy, polski rząd dostał termin na przedstawienie wyjaśnień do 13 lutego i gdyby miało się okazać, że te przecieki są prawdziwe to oznaczałoby podjęcie decyzji przez kierownictwo Trybunału jeszcze przed jego posiedzeniem, co byłoby skandalem podważającym całkowicie jego rolę w systemie instytucji UE.
Wygląda więc na to, że sankcje finansowe i kary TSUE są ostatnią nadzieją totalnej opozycji w trwającej kampanii prezydenckiej.