Tusk, to ja zaproponowałem Norwegom pracę nad Baltic Pipe, choć było dokładnie odwrotnie

  1. Donald Tusk od momentu powrotu do polskiej polityki latem 2021 roku, coraz częściej opowiada takie historie, że jego najbliższe otoczenie powinno się zainteresować, czy aby przypadkiem z jego zdrowiem jest wszystko w porządku.

Przeinaczenia, półprawdy i coraz częściej ordynarne kłamstwa, to zawartość jego publicznych wystąpień, przy okazji próbuje przedstawiać swoje decyzje z okresu kiedy był premierem, a później przewodniczącym Rady Europejskiej, jako podejmowanie tylko i wyłącznie w polskim interesie, choć niestety było zupełnie inaczej.

Ba, Tusk zaczyna sobie przypisywać udział w strategicznych decyzjach dotyczących uniezależnienia Polski od rosyjskich surowców energetycznych, mimo tego, że w przestrzeni publicznej jest aż nadto różnego rodzaju informacji, że było dokładnie odwrotnie.

 

  1. Właśnie podczas wystąpienia na spotkaniu z wyborcami w Sosnowcu, Tusk dosyć niespodziewanie wypalił „tak się składa, że to ja byłem pierwszym w Polsce, który Norwegom zaproponował pracę nad Baltic Pipe”.

To nie tylko kłamstwo ale i wręcz niesłychana bezczelność, bowiem to właśnie rząd Donalda Tuska, zablokował już w 2008 roku prace nad Baltic Pipe, które powtórnie rozpoczął rząd Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006-2007, po ich poprzednim zerwaniu przez rząd Leszka Millera.

Sytuacja wręcz nie do uwierzenia, że człowiek, który przez lata prowadził politykę proniemiecką, a w konsekwencji prorosyjską, teraz próbuje przypisywać sobie udział w decyzji, która w oczywisty sposób, oznaczała odwrót od rosyjskich surowców energetycznych w tym przypadku gazu ziemnego.

 

  1. Przypomnijmy, że w 2001 roku negocjacje w sprawie realizacji inwestycji gazociągu Baltic Pipe, prowadził rząd AWS premiera Jerzego Buzka i uzgodniono, że Norwegowie wybudują gazociąg po dnie Morza Bałtyckiego do polskiego wybrzeża (Niechorze) ale następny rząd Leszka Millera to porozumienie w 2003 roku zerwał, tłumacząc się nadmiarem gazu jaki mamy do dyspozycji.

Trzeba przy tej okazji podkreślić, że wówczas Norwegowie byli skłonni sfinansować budowę tego gazociągu z własnych środków, odkrywali bowiem kolejne złoża gazu na swoim szelfie i poszukiwali stałych i pewnych odbiorców dużej części swojego wydobycia.

 

  1. Po raz kolejny porozumienie z tymi krajami wynegocjował pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości w latach 2006-2007 ale w 2008 roku zerwał je rząd Donalda Tuska, który przygotowywał się do podpisania z Rosją dostaw gazu w ramach kontraktu, który miał obowiązywać aż do 2037 roku.

W 2010 roku po ogromnej awanturze w Sejmie ale także interwencji Komisji Europejskiej, rząd Tuska zdecydował się ostatecznie podpisać kontrakt gazowy z Gazpromem, skracając okres jego obowiązywania do końca 2022 roku.

Natychmiast po wygranych wyborach w 2015 roku do tych negocjacji wrócił rząd Zjednoczonej Prawicy i po długich negocjacjach udało się przekonać Norwegów i Duńczyków do realizacji tego projektu Baltic Pipe.

Realizację inwestycji rozpoczęto w 2018 roku i mimo pewnych trudności (ze względów środowiskowych przedłużyła się budowa gazociągu na terenie Danii), udało się ją zakończyć już latem 2022 roku, a po próbach eksploatacyjnych została otwarta pod koniec września z częściową przepustowością ze względu na opóźnienia po stronie duńskiej.

 

  1. Teraz gazociąg Baltic Pipe funkcjonuje już pełną parą i razem z rozbudowywanym gazoportem w Świnoujściu, a także interkonektorami gazowymi z Litwą i Słowacją, zapewnia Polsce pełna niezależność od rosyjskiego gazu.

Tusk natomiast prowadził politykę uzależniania Polski od rosyjskiej ropy i gazu i to nawet wtedy kiedy pojawiały się propozycje inwestycji uniezależniających od nich, albo był nim przeciwny jak w przypadku Baltic Pipe, albo je poważnie spowalniał, tak jak w przypadku gazoportu w Świnoujściu, którego realizacja zaczęła się dopiero wiosną 2011 roku, choć powinna rozpoczęta w 2008 roku.