1. Jeszcze w pracach nad projektem budżetu państwa na 2024 rok w grudniu 2023 roku, minister finansów Andrzej Domański, twierdził, że wejście w życie obligatoryjnego systemu faktur elektronicznych (e-faktur), będzie kolejnym ważnym krokiem w uszczelnieniu systemu podatku VAT i to rozwiązanie pozwoli osiągnąć znaczący wzrost dochodów z tego podatku zaplanowanych na rok następny. Przypomnijmy, że rząd Prawa i Sprawa i Sprawiedliwości przygotował ustawę i przeprowadził ją przez Parlament z rocznym wyprzedzeniem (w czerwcu 2023 roku), zgodnie z którą system faktury elektronicznej (KseF), miał wejść w życie od 1 lipca 2024, a dla sektora MŚP nie rozliczającego się z VAT od 1 stycznia 2025 roku. Ale w maju większość koalicyjna przegłosowała w Sejmie rządowy projekt ustawy nowelizujący ustawę o podatku VAT, który przesunęła wprowadzenie tego systemu o blisko 2 lata, ma on obowiązywać dopiero od 1 lutego 2026 roku.

 

2. Trzeba przy tej okazji przypomnieć, że system e- faktur, czyli wystawiania tylko faktur elektronicznych, działa już ponad 2 lata na zasadzie dobrowolności, a zachętą dla firm aby z niego korzystały, jest między innymi skrócenie dla nich okresu zwrotu podatku naliczonego z 60 do 40 dni, co więcej wobec tych firm, urzędy skarbowe rezygnowały z kontroli rozliczania podatku VAT. Jego etapowe wprowadzenie dla wszystkich firm, miało być nie tylko kolejnym krokiem w uszczelnieniu poboru podatku VAT, ale także miało przyczynić się do uszczelnienia systemu podatków dochodowych PIT i CIT. Niespodziewana rezygnacja z wprowadzenia tego systemu od 1 lipca tego roku i zapowiedź ministra finansów, że ten system ma być budowany od początku, w sytuacji kiedy od ponad 2 lat  funkcjonuje jako rozwiązanie dobrowolne, jest wręcz szokująca i jak się teraz okazuje stała się zachętą do kolejnej fali wyłudzania VAT-u.

 

3. Jak poinformowały ostatnio media Krajowa Administracja Skarbowa w I półroczu tego roku wykryła ponad 140,5 tysiąca fikcyjnych faktur, a więc o ponad 100% więcej niż w I półroczu 2023 roku. Chodzi o faktury o łącznej wartości ponad 4,25 mld zł, a przecież trudno przypuszczać, że funkcjonariusze KAS wykryli wszystkie fałszywe faktury będące w obrocie gospodarczym w Polsce. Wyraźny spadek dochodów z VAT został zauważony już w ostatnich miesiącach poprzedniego, w zasadzie tuż po wyborach 15 października 2023 roku, kiedy było jasne, że rządzić będzie wcześniejsza opozycja. Już w styczniu 2024 roku media alarmowały, że w grudniu 2023 wpływy z podatku VAT były aż o 35% niższe niż w grudniu 2022 roku, co więcej w od stycznia tego orku dochody z tego podatku kształtowały się wyraźnie poniżej wielkości zaplanowanych w budżecie.

 

4. Przypomnijmy, że uszczelnianie systemu poboru podatku VAT, rządy Prawa i Sprawiedliwości rozpoczęły od razu od objęcia władzy, wprowadzając głębokie zmiany prawne i faktyczne (między innymi przestępstwo zbrodni VAT-owskiej), co spowodowało zmniejszenie luki w tym podatku wg danych Komisji Europejskiej z 24,1% potencjalnych wpływów w 2015 roku do 4,9% potencjalnych wpływów w roku 2022, co uczyniło nas liderem w całej UE pod tym względem. Dało to także ogromny przyrost tego wpływów z tego podatku z 123 mld zł w roku 2015 do 230 mld zł w roku 2022 i 250 mld zł w roku 2023 , choć  ze względu na wprowadzeniu kilku tarcz antyinflacyjnych w ciągu poprzedniego roku, a także przerzucenie ok. 12 mld zł tego podatku z grudnia na styczeń, te wpływy były  jednak wyraźnie niższe niż wcześniej zaplanowano (planowano je w wysokości 286 mld zł). Mimo tych wyraźnie mniejszych wpływów z VAT niż planowano w 2023 roku, nie ulega wątpliwości, że w ciągu 8 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, udało się je więcej podwoić i były to podstawą finansowania programów społecznych.

 

5. Niestety decyzja nowej większości koalicyjnej o zablokowaniu wprowadzenia systemu e-faktur i przesunięcia go o blisko 2 lata, oznacza, że proces uszczelniania systemu podatkowego został jednym ruchem  wstrzymany. Okazuje się, że parafrazując słowa byłej posłanki Platformy Beaty Sawickiej „biznes na służbie zdrowia będzie robiony”, że tym razem „ biznes na fakturach będzie robiony”, na znacznie większą skalę niż dotychczas. Rzeczywiście teraz już twarde fakty pokazują, że ten biznes na fakturach VAT jest robiony skoro tylko w I półroczu 2024 roku fałszywych faktur jest o ponad 100% więcej niż rok wcześniej.

 

6. Przypomnimy, że w podsłuchanych rozmowach prowadzonych w 2013 roku przez ministrów poprzedniego rządu Donalda Tuska w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, jeden z nich Paweł Graś mówił „absolutnie nie opłaca się już produkcja narkotyków, tylko VAT”. A inny uczestnik tej dyskusji licytował  jeszcze wyżej „produkcja faktur jest lepsza” i rzeczywiście ówczesne państwo Tuska tolerowało i jeden i drugi rodzaj przestępstw, a w związku z tym wpływy z VAT w okresie jego rządów w latach 2008-2015 wzrosły zaledwie o 21 mld zł z blisko 102 mld zł do 123 mld zł, mimo blisko 29% skumulowanego wzrostu PKB w tym okresie. Wygląda na to, że minister finansów Andrzej Domański, dał sygnał, że wracają czasy „biznes na VAT i fakturach, będzie znowu robiony” , tyle tylko skąd on weźmie ok. 320 mld zł dochodów z podatku VAT, bo takie dochody z tego podatku, zostały zaplanowane w budżecie na 2024 rok.

  1. Mimo zebrania blisko 140 tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o zamrożeniu cen nośników energetycznych, rządząca koalicja PO- Ruchu Hołowni, PSL-u i Lewicy, chce ją za wszelką cenę „zadołować” w komisjach sejmowych. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości zebrali wspomniane 140 tysięcy podpisów pod tym projektem, zaledwie w 3 tygodnie, natomiast służby marszałka Hołowni, od połowy czerwca, aż przez ponad miesiąc liczyły te podpisy i analizowały przedstawiony projekt, żeby mógł on być skierowany do I czytania. Tak się wreszcie stało i okazało się podczas lipcowej sejmowej debaty, że żaden z klubów obecnej koalicji rządowej, nie złożył wniosku o odrzucenie jej w I czytaniu. Koalicjanci przegłosowali jednak wniosek, żeby skierować ją aż do dwóch komisji sejmowych: energii, klimatu i aktywów państwowych, ale także gospodarki i rozwoju, co oznaczało, że większość sejmowa, chce zablokować nad nią prace.

 

  1. I tak niestety się stało, w tym tygodniu znowu obecna większość sejmowa z obydwu sejmowych komisji, zdecydowała, żeby powołać podkomisję, która ma pracować nad tym projektem, ponieważ jest on jej zdaniem skomplikowany. Tyle tylko, że mechanizm mrożenia cen energii zawarty w tym obywatelskim projekcie jest identyczny jak ten stosowany i to skutecznie w latach 2022-2023 przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Nie ma więc, żadnego powodu, żeby ten projekt był powtórnie analizowany, żeby były zamawiane dodatkowe ekspertyzy i żeby przetrzymywać go w komisjach, w sytuacji kiedy za progiem jesień i rozpoczynający się sezon grzewczy, uderzy po kieszeni zarówno gospodarstwa domowe jak i przedsiębiorców.

 

  1. Wszystko to co zrobiła rządząca koalicja z tym projektem przez ostatnie kilkanaście tygodni pokazuje, że nie są oni zainteresowani zamrożeniem cen nośników energetycznych do końca tego roku zarówno dla gospodarstw domowych jak i przedsiębiorców. Przypomnijmy, że podwyżka cen prądu, gazu i ciepła systemowego, która weszła w życie od 1 lipca i jak wskazują nowe taryfy zaakceptowane przez Urząd regulacji Energetyki, wyniosła ok. 20-30 % w zależności od rodzaju gospodarstwa domowego, to dopiero I etap wzrostu tych cen. Jak jednak zapowiada rządząca koalicja od 1 stycznia ceny nośników energii zostaną całkowicie uwolnione i w związku z tym należy oczekiwać, że na początku 2025 czeka nas II etap podwyżek tych cen. Całkowite uwolnienie cen prądu i gazu od 1 stycznia przyszłego roku, co oczywiste, będzie miało ogromny wpływ na wzrost kosztów wytwarzania wszystkich dóbr i usług, a tym samym na ich ceny i w związku z tym, będzie kolejnym silnym impulsem inflacyjnym.

 

  1. W tej sytuacji wszyscy ci Polacy, którzy w kampanii wyborczej, dali się nabrać na obietnice obniżenia cen rachunków za prąd i gaz, po wielokroć deklarowane przez Donalda Tuska, teraz doświadczają na własnych portfelach, skutków swojej łatwowierności. Nowa rządząca większość, ma świadomość, że „zaordynowała” Polakom od 1 lipca, wzrost cen prądu o ok. 30%, gazu o ok.20%, a także należy spodziewać wzrostu cen ciepła systemowego aż ok. 50%, co więcej drugi rzut podwyżek nastąpi od 1 stycznia przyszłego roku, ale jak widać po jej działaniach w Sejmie, specjalnie się tym nie przejmuje. Dobitnie świadczy o tym podejście do obywatelskiego projektu ustawy mrożącego ceny nośników energii na dotychczasowym poziomie, podpisanego przez ponad 140 tysięcy obywateli, zaledwie przez 3 tygodnie zbierania podpisów, który właśnie, nomen omen, został zamrożony, w podkomisji stworzonej przez koalicyjną większość.

 

  1. Co więcej na skutki podwyżek cen nośników energii, zwraca uwagę raport NBP i dlatego przewiduje, że najwyższy poziom inflacji konsumenckiej będzie miał miejsce na przełomie I i II kwartału przyszłego roku. Według lipcowej projekcji NBP inflacji konsumenckiej (CPI), w której według centralnej ścieżki tej projekcji inflacja będzie rosła, aż do 6,3% w I kwartale 2025 roku i dopiero od tego momentu zacznie się obniżać, ale znacznie wolnej niż to było w 2023 roku i na początku 2024 roku. Z kolei wg bardziej pesymistycznych wariantów tej projekcji NBP, inflacja  konsumencka w I kwartale przyszłego roku, może przekroczyć 8%, a w skrajnym wariancie sięgnąć nawet 10%. Kwestię podwyższonej inflacji, także bagatelizuje większość koalicyjna, choć doskonale wie ,że ma ona negatywny wpływ zarówno na funkcjonowanie gospodarstw domowych jak i przedsiębiorstw, a w konsekwencji na poziom wzrostu PKB.

  1. Na wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów, rząd omawiał projekt ustawy o dodatkowej waloryzacji emerytur i rent, w sytuacji kiedy tzw. inflacja konsumencka (CPI), w I półroczu danego roku, przekroczy 5%. Przypomnijmy, że coroczna waloryzacja rent i emerytur dokonywana od marca każdego roku jest oparta na średniorocznym wskaźniku inflacji konsumenckiej z poprzedniego roku kalendarzowego, zwiększonego o 20% wzrostu średniej płacy w gospodarce. Ta dodatkowa waloryzacja miałaby dotyczyć sytuacji, w której w bieżącym roku kalendarzowym, mamy do czynienia z podwyższoną inflacją i mała by ona zapobiec utracie realnej wartości świadczeń emerytalno-rentowych.

 

  1. Mimo tego, że jak wynika z komunikatu rządowego, projekt ustawy nie wywołał na Radzie Ministrów kontrowersji, to jednak go nie przyjęto, ponieważ „minister finansów nie przewiduje takiej sytuacji w przyszłym roku”. Minister finansów mówi o przyszłym roku, bo to przecież rząd Donalda Tuska założył w budżecie na 2024 rok, że średnioroczna inflacja w tym roku, wyniesie aż 6,6% i nawet jeżeli w rzeczywistości będzie niższa, to na pewno w przekroczy w tym roku 5%. Więc gdyby ustawa została przyjęta, to dodatkowa waloryzacja powinna nastąpić już w tym roku i żeby od niej uciec i nie zrealizować obietnicy wyborczej, ustawę choć omawiano na Radzie Ministrów, to jej nie przyjęto.

 

  1. Ponadto, ten sam minister przyjął w budżecie państwa na 2025 rok, średnioroczny wskaźnik inflacji na poziomie 5%, co przy założeniu, że w II półroczu przyszłego roku, inflacja będzie maleć, aby znaleźć się w celu inflacyjnym w I półroczu 2026 roku, to oznacza że właśnie w I półroczu 2025 roku, inflacja będzie wyższa niż 5%. Co więcej, podobnie prognozuje NBP, otóż wg jego prognozy lipcowej, inflacja konsumencka osiągnie najwyższy poziom na przełomie I i II kwartału przyszłego roku i w wariancie optymistycznym wyniesie ok 6%, a pesymistycznym, może sięgnąć nawet 8%. Minister finansów tą decyzją o zablokowaniu projektu ustawy o dodatkowej waloryzacji emerytur, sam zaprzecza założeniom do ustawy budżetowej zarówno na rok 2024, ale i 2025 roku, którą rząd przyjął, zaledwie przed dwoma tygodniami.

 

  1. Ale niechęć rządu Donalda Tuska do godziwej waloryzacji rent i emerytur, mimo obecności w nim Lewicy (wszak to minister z tego środowiska, kieruje resortem rodziny, pracy i polityki społecznej), widać już po wcześniejszych jego decyzjach, dotyczących tej problematyki. Już decyzja rządu Tuska o wypłaceniu 14. emerytury w wysokości o blisko 0,9 tys zł  niższej,  niż została ona wypłacona w 2023 roku, świadczy o ty, że niestety obecny rząd wraca do symbolicznego wspierania środowiska emeryckiego, jakie było realizowane podczas poprzednich rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz w latach 2008-2015. Potwierdzają to dane resortu rodziny pracy i polityki społecznej z których wynika, że w 2025 roku waloryzacja emerytur wyniesie zaledwie 5,5%, bowiem tylko na taki poziom waloryzacji zawarto środki finansowe w budżecie na przyszły rok. Co więcej w dwóch kolejnych latach waloryzacje będą jeszcze niższe, bowiem zdecydowanie wolniej niż do tej pory, będą rosły także płace w gospodarce, a wskaźnik waloryzacji  oprócz inflacji CPI, zawiera także 20% średniego wzrostu pałac w gospodarce.

 

  1. W tej sytuacji w roku następnym  najniższa emerytura z obecnych 1780 zł, wzrośnie o niecałe 100 zł do 1879 zł, a w kolejnych latach te wzrosty, będą jeszcze niższe, jak piszą media- „groszowe”. Środki przewidziane w projekcie budżetu na 2025rok na waloryzację emerytur to tylko 24 mld zł, a na 13. i 14. emeryturę 31 mld zł (łącznie 55 mld zł), podczas w 2023 roku, ostatnim roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, środki te wyniosły aż 79 mld zł , przy czym na waloryzację emerytur przeznaczono aż 44 mld zł, a na 13 i 14. emeryturę ok. 35 mld zł. A więc na waloryzację emerytur w 2025 roku, przeznaczono o ponad 20 mld zł mniej niż przeznaczył rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2023 roku, a na 13. i 14. emeryturę z kolei aż 4 mld zł mniej niż w 2023 roku. To właśnie dlatego  rząd Tuska, wypłaca  14. emeryturę w wysokości emerytury minimalnej, a waloryzacja emerytur, która podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości wynosiła w 2023 roku minimum 250 zł, w 2025 roku będzie niższa niż 100 zł.

 

  1. Tego niekorzystnego dla emerytów obrazu dopełnia, blokada przez rząd Tuska ustawy o dodatkowej waloryzacji emerytur i rent w danym roku kalendarzowym, choć było to sztandarowa obietnica wyborcza partii tworzących koalicję 13 grudnia. Gdyby ustawa została przyjęta, to już w tym roku należałoby przeprowadzić dodatkową waloryzację emerytur, co więcej wszystko wskazuje na to, że taka tak dodatkowa waloryzacja, byłaby bardzo prawdopodobna także w roku 2025.

  1. Spółki Skarbu Państwa obecne na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, opublikowały dane finansowe za II kwartał tego roku i okazuje się, że ich sumaryczny zysk netto za ten okres jest aż o 40% niższy, niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Stało się to, mimo rekordowego wzrostu PKB w II kwartale, wynoszącego aż 3,1%, podczas gdy w roku 2023 w dwóch pierwszych kwartałach mieliśmy ujemny wzrost gospodarczy (odpowiednio -0,8% PKB i -0,5% PKB), a wzrost PKB w całym roku wyniósł tylko 0,2%. Przy czym, mimo głębokiego spadku zysku netto, są dwie grupy SSP, które osiągnęły w II kwartale tego roku lepsze wyniki finansowe niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, chodzi o spółki sektora finansowego i energetycznego.

 

  1. Poprawiły wyniki największe polskie banki, takie jak: PKO BP, Pekao oraz Alior, a także główny polski ubezpieczyciel, czyli PZU, oraz koncerny energetyczne takie jak : PGE, Enea oraz Energa. Banki mają się dobrze, głównie ze względu na podwyższone stopy banku centralnego, będące konsekwencją walki z inflacją i w związku z tym wysokimi stopami oprocentowania kredytów. Natomiast firmy energetyczne, skorzystały z tego, że z jednej strony ceny energii są wyraźnie wyższe niż przed agresją Rosji na Ukrainę, a z drugiej strony zostały decyzją większości sejmowej, zostały zwolnione z ponoszenia kosztów w związku z częściowym mrożeniem cen energii dla konsumentów (finansowymi konsekwencjami mrożenia cen dla gospodarstw domowych i energii  obowiązującym w I półroczu tego roku, została obciążona tylko spółka Orlen). Natomiast ujemne wyniki finansowe za II kwartał 2024 roku, miały SSP takie jak: Polimex, Polski Holding Nieruchomości, Zakłady Azotowe Police, Puławy i Grupa Azoty, i co zupełnie zaskakujące koncern Orlen.

 

  1. Przypomnijmy, że tuż po zakończeniu II kwartału tego roku, zarząd Orlenu poinformował, że nie będzie komunikatu o wynikach finansowych firmy za ten okres, i zapowiedział, że za kilka tygodni zostaną opublikowane łączne wyniki za I półrocze 2024 roku. Już wtedy był to sygnał, że w II kwartale wyniki muszą być fatalne, dlatego lepiej będzie opublikować wyniki za I półrocze, bo  wyniki z I kwartału, przynajmniej trochę „przykryją,” tę katastrofę z kolejnych trzech miesięcy. I rzeczywiście z komunikatu Orlenu dotyczącego I półrocza, można „wyłowić” informację, że II kw. tego roku zamiast zysku była strata, która wyniosła 34 mln zł, podczas gdy w II kwartale 2023 roku, zysk netto przekroczył 6 mld zł.

 

  1. Ta informacja rzeczywiście szokuje, ale okazuje się ,że pół roku paraliżu decyzyjnego, zwalniania około 1000 doświadczonych menadżerów i pracowników, ciągłych audytów i szukania pseudoafer spowodowało, że w II kwartale Orlen osiągnął 34 mln zł starty,    podczas gdy rok wcześniej, miał aż 6 mld zł zysku. Zwraca  także uwagę fakt, że przychody grupy Orlen za I półrocze tego roku, były aż o 43 mld zł mniejsze, niż rok wcześniej (151,8 mld zł , a rok wcześniej 194,8 mld zł), spadek zysku netto aż o 12, 7 mld zł, czyli ponad 5-krotny (tylko 2,8 mld zł, rok wcześniej 15,5 mld zł), a zysku EBITDA aż o 15,8 mld zł ( zysk operacyjny przed uwzględnieniem kosztów finansowych, podatków, amortyzacji i odpisów wartości niematerialnych, pokazujący możliwości finansowe firmy). Co więcej jak się okazuje nowy zarząd w sprawozdaniu chwali się sukcesami poprzedniego i na nich opiera optymistyczne prognozy na przyszłość, a więc: zbudowaniu Orlen Austria, nabyciem udziałów w Kufpec Norway, zakupie farm wiatrowych i zakupie instalacji fotowoltaicznych. Ponadto należy zwrócić uwagę, że o ile w II kwartale Orlen odnotował stratę, to na sprzedaży detalicznej paliw, osiągnął  ponad 500 mln zł zysku, co jak się wydaje tłumaczy, dlaczego nie ma obiecanego przez Donalda Tuska paliwa po 5,19 zł.

 

  1. Przy tym znaczącym pogorszeniu wyników finansowych SSP obecnych na giełdzie, coraz częściej rządzący mówią o konieczności odblokowania, zamrożonych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, wynagrodzeń zarządów i członków rad nadzorczych. A więc znacząco gorsze wyniki finansowe spółek, mimo znacznie wyższego wzrostu gospodarczego niż w roku ubiegłym, a zarządy spółek mają być lepiej wynagradzane, niż do tej pory. Takie rzeczy są możliwe tylko podczas rządów Platformy

 

  1. W wywiadzie dla dziennika „Fakt” obecny prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS)Zbigniew Derdziuk, mówi wprost „wiek emerytalny został niesłusznie obniżony”. Przypomnijmy, że obecny prezes ZUS kierował tą instytucją w czasie poprzednich rządów Donalda Tuska, dokładnie w latach 2009-2015, a więc dokładnie w tym okresie kiedy ówczesna koalicja PO-PSL, zdecydowała się podwyższyć wiek emerytalny. To właśnie ta instytucja pod kierownictwem ówczesnego prezesa przygotowywała różnego rodzaju wyliczenia i argumenty, żeby natychmiast podwyższyć wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, bo inaczej „zawali się” system finansowy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wiemy, że po obniżeniu wieku emerytalnego przez rząd PiS nic takiego się nie stało, co więcej od kilku lat mamy do czynienia z najwyższym poziomem pokrycia składką wypłacanych emerytur i rent (w roku 2022 ten poziom wyniósł aż 85%, a w roku 2023 prawie 84%).

 

  1. Przypomnijmy, że w połowie sierpnia w wywiadzie dla Onetu minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, najpierw podkreśliła, że wiek emerytalny kobiet w Polsce jest najniższy w Europie, a następnie dodała, że różnica w wieku emerytalnym kobiet i mężczyzn jeżeli chodzi o kraje UE, występuje tylko w Polsce i w Rumunii. A więc skoro tylko Polska i Rumunia odstają pod względem wieku emerytalnego kobiet od tego unijnego „wzorca”, to pierwszym krokiem powinno być jego zrównanie z wiekiem emerytalnym mężczyzn, a więc podwyższenie o 5 lat. Ale konkluzją tych rozważań minister Pełczyńskiej -Nałęcz (przypomnijmy wskazaną na to stanowisko przez Ruch Hołowni), było stwierdzenie, że w przyszłości konieczne będzie podniesienie wieku emerytalnego, zarówno kobiet jak i mężczyzn.

 

  1. Przypomnijmy także, że jeżeli chodzi o podniesienie wieku emerytalnego w roku 2012, to ówczesny premier Tusk i koalicja PO-PSL, zdecydowali się na jego podwyższenie o 2 lata dla mężczyzn i 7 lat dla kobiet (odpowiednio z 65 lat do 67 lat i z 60 lat do 67 lat), a w przypadku rolników aż o 12 lat dla kobiet i 7 lat dla mężczyzn (odpowiednio z 55 lat do 67 lat i z 60 lat do 67 lat).W tej sprawie oszukano wyborców, bowiem w kampanii wyborczej na jesieni 2011 roku, czołowi politycy Platformy, zarówno urzędujący premier Tusk jak i ówczesny prezydent Komorowski, gorąco zaprzeczali, że chcą podwyższać wiek emerytalny. Gdy tylko wygrali wybory parlamentarne w 2011 i stworzyli po raz drugi rząd koalicji PO-PSL, natychmiast rozpoczęli przygotowania do podwyższenia wieku emerytalnego, a stosowne ustawy zostały przyjęte już wiosną 2012 roku, a weszły w życie od 1 stycznia 2013 roku.

 

  1. Trzeba przy tym podkreślić, że nie była to zwykła reforma jak do tej pory próbują tłumaczyć wprowadzenie tego rozwiązania, politycy Platformy i PSL-u, ale zerwanie obowiązującej wiele lat umowy społecznej. Rządząca wówczas koalicja PO-PSL wręcz przysłowiowym „walcem”, forsowała to rozwiązanie, mimo ogromnego oporu społecznego, sprzeciwu wszystkich organizacji związkowych, ale także opinii wielu ekspertów. Ówczesna koalicja PO-PSL, odrzuciła wniosek o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego złożony przez NSZZ „Solidarność”, poparty przez blisko 2 mln obywateli, podpisami zebranymi przez Związek.

 

  1. Co więcej podczas debaty w tej sprawie w Sejmie, Donald Tusk zdecydował się wręcz na otwartą konfrontację z „Solidarnością”, przedstawicieli związkowców nie wpuszczono na galerię sejmową, choć pod Sejmem demonstrowało ich ponad 10 tysięcy. Ponadto, zabierając głos w tej debacie Donald Tusk użył słów „byle pętak” adresując je do przewodniczącego związku Piotra Dudy (przestawiającego wniosek o referendum w Sejmie), co związkowcy odebrali jako atak na wszystkich tych, którzy pod projektem się podpisali i byli gotowi wręcz szturmować budynki sejmowe. Tylko przytomność umysłu przewodniczącego związku Piotra Dudy, który zaapelował do związkowców o zachowanie spokoju, spowodowała, że nie do szło do zamieszek i być może brutalnej akcji policji, która w dużych ilościach została zgromadzona na terenie Sejmu i była przygotowana do pacyfikacji protestujących.

 

  1. Zaledwie po 9 miesiącach rządzenia ekipa Tuska, tym razem głosem prezesa ZUS, wraca do starej śpiewki, że jeżeli chodzi o zróżnicowanie wieku emerytalnego, Polska jest wyjątkiem w krajach UE i w związku z tym, tę sprawę trzeba „uporządkować”. Wygodnym pretekstem, może być unijna procedura nadmiernego deficytu, obowiązująca od następnego roku, żeby z niej wyjść, trzeba wyraźnie ograniczyć wydatki budżetowe, a podniesienie wieku emerytalnego, pozwoliłoby zaoszczędzić przynajmniej kilkanaście miliardów złotych rocznie, dotacji z budżetu do systemu ubezpieczeń społecznych.