1. W poprzednim tygodniu wiceminister resortu spraw wewnętrznych i administracji Czesław Mroczek podczas sejmowej debaty, zapewniał o poprawie szczelności naszej granicy wschodniej ale także i granicy zachodniej, choć twarde fakty, szczególnie te z granicy polsko- niemieckiej, świadczą o czymś zupełnie przeciwnym. Minister tłumaczył, że Niemcy wykorzystują do tego zarówno procedurę dublińską, pozwalającą zawracać do Polski nielegalnych imigrantów, którzy złożyli wniosek o azyl w Polsce i mimo braku jego rozpatrzenia, przedostali się się do Niemiec, ale także procedurę readmisji, która pozwala na zawracanie nielegalnych imigrantów zatrzymanych w pasie przygranicznym. Tyle tylko, że niemieckie służby w związku z uruchomieniem kontroli granicznych na terenie całego kraju, traktują w zasadzie wszystkie zatrzymania nielegalnych imigrantów na terenie Niemiec, jako te dokonane w pasie przygranicznym i w w związku z tym zawracają głównie do Polski, ich wszystkich.

 

2. A ponieważ jak potwierdzają niemieckie służby, służby graniczne w Polsce za rządów Donalda Tuska są wyjątkowo przychylne tym procedurom zawracania, to w zasadzie nie muszą oni udowadniać, że nielegalny imigrant zatrzymany na terenie ich kraju, wcześniej przebywał właśnie u nas. Stąd to nagłe przyśpieszenie i zawracane mierzone już tysiącami, a nie setkami miesięcznie i coraz większe problemy z miejscami w ośrodkach dla imigrantów w zachodniej części Polski, stąd przerzucanie ich w głąb kraju i lokowanie we wszystkich możliwych miejscach, takich jak domy dziecka ( w przypadku imigrantów niepełnoletnich), noclegownie , a nawet ośrodki prowadzone przez Caritas. Tylko w tym roku przez 5 miesięcy Niemcy zawrócili do Polski kilkanaście tysięcy nielegalnych imigrantów, a ponieważ coraz częściej funkcjonariusze Straży Granicznej na rozkaz swoich przełożonych uczestniczą w tym procederze, co pokazują w licznych nagraniach TV Republika, czy TV wPolsce24, to Polacy wzięli sprawy w swoje ręce.

 

3. Powstające jak grzyby po deszczu patrole obywatelskie w ramach „Ruchu Obrony Granic”, zaczynają pilnować dzień i noc zarówno oficjalnych przejść granicznych z Niemcami, ale także wszystkich innych miejsc, przez które niemieckie służby zawracają do Polski nielegalnych imigrantów. W ten sposób do polskiej opinii publicznej dociera coraz więcej informacji jak wielki jest ten proceder, jego intensywność zresztą rośnie z miesiąca na miesiąc od momentu przejęcia władzy przez rząd Donalda Tuska. Ba funkcjonowanie patroli obywatelskich spowodowało, że Niemcy nie przewożą już swoimi policyjnymi samochodami nielegalnych imigrantów do Polski, a wykorzystują do tego naszą Straż Graniczną i jej pojazdy. Zresztą jak pokazała wczoraj TV Republika, funkcjonariusze Straży Granicznej idą pieszo po nielegalnych imigrantów zawracanych przez Niemcy i tłumaczą, że będą sprawdzali ich tożsamość w swojej siedzibie, a jak się okaże, że nie mogą oni przebywać w Polsce , to ich wypuszczą, ale nie będą ich już wieźli z powrotem na granicę.

 

4. Niestety ta procedura zarejestrowana przez kamery TV Republika, pokazująca, że funkcjonariusze Straży Granicznej uczestniczą we wprowadzaniu na terytorium RP nielegalnych imigrantów, potwierdza ,że nie jest to realizacja obowiązującego prawa, a wykonywanie rozkazów przełożonych z tym prawem sprzecznych. A te rozkazy wynikają z decyzji podejmowanych przez polski rząd, który z kolei realizuje zobowiązania zaciągnięte przez Donalda Tuska wobec Berlina, wtedy kiedy ten ze wszystkich sił i przy pomocy wszystkich dostępnych instrumentów, wspierał go w powrocie do władzy w Polsce. Dopóki więc będzie rządził Tusk , żadnych zmian w zachowaniach naszych służb granicznych nie będzie, dalej będą pomagały w przyjmowaniu zawróconych nielegalnych imigrantów służbom niemieckim, pozostaje nam tylko liczyć na obywateli pilnujących naszej granicy w ramach „Ruchu Obrony Granic”.

1. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu koalicja 13 grudnia przeforsowała szybkie uchwalenie tzw. ustawy „wiatrakowej”, bowiem poprawki zgłoszone w II czytaniu, nie zostały odesłane do właściwych komisji sejmowych, tylko przegłosowane od razu na sali plenarnej, a po nich została przyjęta cała ustawa. Jej istotą zmniejszenie odległości w jakiej mogą być instalowane wiatraki od zabudowań mieszkalnych z dotychczasowych 10H gdzie H to długość ramienia wiatraka ( czyli około 2000m ) do 500 m, w przypadku parków narodowych, ta odległość to minimum 1500 m. Zachętą dla samorządów ,które będą chciały, aby na ich terenie realizowane budowane były farmy wiatrowe jest powołanie funduszu, na który wpłaty miałby dokonywać właściciel farmy, przekazując 20 tys zł rocznie za każdy zainstalowany 1 MW mocy. Te środki byłby rozdzielane pomiędzy gospodarstwa domowe funkcjonujące na terenie danego samorządu lokalnego, umiejscowione w odległości do 1000 m od turbiny wiatrowej, a więc te doświadczające uciążliwości związanych z funkcjonowaniem takiej farmy.

 

2. Koalicja 13 grudnia, zdając sobie sprawę, że uchwala bardzo kontrowersyjną ustawę, skracającą aż 4-krotnie obecnie obowiązującą odległość turbiny wiatrowej od zabudowań mieszkalnych i być może prezydent będzie miał wątpliwości, czy ją podpisać , zdecydowała zawrzeć tam rozwiązanie z dodatkowym mrożeniem ceny prądu na ostatnie 3 miesiące tego roku od października do grudnia. To oczywista próba szantażu Prezydenta RP, jeżeli bowiem nie zgodzi się na podpisanie tej ustawy , to rządzący oskarżą go, że to właśnie jego decyzja spowodowała konieczność podniesienia cen energii elektrycznej od października. Klub Prawa i Sprawiedliwości w tej sytuacji złożył do laski marszałkowskiej projekt ustawy przywracającej tarcze energetyczne dla gospodarstw domowych, przedsiębiorstw i samorządów, nie tylko na ostatnie 3 miesiące tego roku ale także na cały rok 2026.

 

3. Przypomnijmy, że rząd Tuska zaczął już ograniczać stosowanie tarczy energetycznej od 1 lipca 2024 roku, co spowodowało wtedy skok inflacji do ok. 5%, a według GUS ceny nośników energetycznych wzrosły o ok 16% w ujęciu rok do roku. Kolejne ograniczenie stosowania tarczy energetycznej nastąpiło od 1 stycznia 2025 i znowu mieliśmy kolejną falę wzrostu cen nośników energii, co spowodowało wzrost poziomu inflacji do 5,4% w styczniu i żeby zapobiec dalszemu wzrostowi inflacji w lutym GUS zmienił sposób jej liczenia. Otóż prezes GUS dokonał zmian w tzw. koszyku zakupowym i zmniejszył udział w nim, wydatków na żywność o ok 2p i na nośniki energii o ok 1p, w ten sposób udział tych dwóch rodzajów wydatków zmalał z ok 48 p do ok 45 p i w ten sposób inflacja już w lutym i w kolejnych miesiącach, została obniżona o dokładnie o 0,5 pp. W związku z tym zamiast 5,4%, inflacja wyniosła 4,9% i w kolejnych miesiącach tego roku jest w ten sposób sztucznie niższa o wspomniane 0,5 pp od tej ogłaszanej co miesiąc przez GUS.

 

4. Forsowanie przez rząd Tuska energetyki wiatrowej jest ważnym fragmentem większej całości , czyli blokowania, a w każdym razie mocnego opóźniania, rozpoczęcia budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Według niemieckiej gazety „Die Tageszeitung”, polski premier Donald Tusk robi wszystko aby opóźnić budowę pierwszej polskiej elektrowni atomowej, priorytetem jego rządu są farmy wiatrowe w tym także te morskie, fotowoltaika i magazyny energii i te przedsięwzięcia mają właśnie zastąpić energetykę jądrową. Zadziwiające jest nie tylko to, że niemieckie media wiedzą lepiej, niż polska opinia publiczna, co zamierza robić rząd w sprawach energetycznych, ale także, twierdzą iż nasz kraj ma iść ich drogą, inwestować setki miliardów złotych w energetykę odnawialną, jednocześnie rezygnując z inwestycji w stabilizator nowoczesnego systemu energetycznego, czyli energetykę jądrową. Niemcy realizują właśnie taki model od wielu lat, zainwestowali w energetykę odnawialną setki miliardów euro i w konsekwencji mają jedną z najwyższych cen energii w krajach Unii Europejskiej.

 

5. Polska nie powinna iść tą drogą, zwłaszcza, że niemieckie błędy w tym zakresie już teraz przynoszą opłakane rezultaty, a droga energia powoduje poważne obniżenie konkurencyjności gospodarki tego kraju. Wiatraki powinny być budowane wg dotychczasowej ustawy, rozwijana jest energetyka wiatrowa na morzu, zresztą znacznie bardziej wydajna niż ta lądowa, więc skracanie odległości lokowania turbin wiatrowych od zabudowań jest prowokacją wobec tych właścicieli nieruchomości , w pobliżu których, takie inwestycje miałby być realizowane, bowiem znacznie obniżyłyby ich wartość. A mrożenie cen energii na 3 miesiące tego roku i jego przedłużenie na kolejny rok, może zostać zrealizowane jeżeli zostanie przyjęta ustawa złożona w Sejmie przez klub Prawa i Sprawiedliwości.

1. W najbliższy poniedziałek zakończy się półroczne przewodnictwo Polski w Radzie Unii Europejskiej (RUE) i nazwanie tego okresu bezobjawową prezydencją, to najłagodniejsze określenie, jakiego można w tym przypadku użyć. Mimo tego, że tuż objęciu rządów przez koalicję 13 grudnia prezydent Andrzej Duda zaproponował odbycie w jej ramach, przynajmniej dwóch posiedzeń Rady Europejskiej w Warszawie, jednego poświęconego relacjom transatlantyckim UE-USA, drugiego UE-Ukraina, to niestety, Donald Tusk świadomie nawet nie podjął dyskusji na ten temat. Głównym powodem takiego stanowiska Tuska, do czego przyznali się jego najbliżsi współpracownicy, było niedopuszczenie do sytuacji, w których takim szczytom, jako gospodarz, przewodziłby prezydent Andrzej Duda.

 

2. W tej sytuacji na inaugurację naszej prezydencji zorganizowano w Warszawie tylko koncert w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej i nawet to wydarzenie było realizowane w pośpiechu, o czym świadczy fakt, że teatr był rezerwowany na to wydarzenie, już po tym jak sprzedano bilety na sztukę repertuarową i w związku z tym trzeba było zwracać pieniądze tym, którzy je nabyli wcześniej. Na to wydarzenie nie przybyli ani prezydenci premierzy państw członkowskich, ba nie było nawet koleżanki partyjnej Donalda Tuska, przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, jedynym gościem był przewodniczący Rady Europejskiej Portugalczyk Antonio Costa. Wszystkie posiedzenia Rady Europejskiej, a także duża część posiedzeń RUE ,czyli spotkań ministrów branżowych państw członkowskich, obywała się Brukseli, ba w związku ze swoistą abdykacją Donalda Tuska, różne spotkania nieformalne przywódców unijnych krajów, organizowali prezydent Francji, kanclerz Niemiec, a nawet będący poza Unią premier W. Brytanii.

 

3. Przez te 6 miesięcy prezydencji Polsce nie udało, ani doprowadzić do jakichkolwiek zmian w unijnej polityce Zielonego Ładu, czy tzw. pakcie migracyjnym, ba nawet nie spróbowano stworzyć mniejszości blokującej, aby umowa handlowa UE- Mercosur nie weszła w życie. Ba okazuje się, że podczas polskiej prezydencji w zaciszu brukselskich gabinetów wywodzący się z Polski komisarz ds. budżetu Piotr Serafin , prawa ręka Donalda Tuska, kiedy był przewodniczącym Rady, przygotował budżet na lata 2028-2034, który mocno uderzy w polskie interesy.

 

4.Jak wynika z przecieków z Brukseli, już 17 lipca projekt tego budżetu zostanie ujawniony i wtedy dowiemy się o wynikających z niego zagrożeniach dla Wspólnej Polityki Rolnej (WPR), a więc likwidacji oddzielnego budżetu na tę politykę, utraty jej wspólnotowego charakteru, rezygnacji z dwóch jej filarów, oraz uzależnieniu wypłat z spełnienia dodatkowych warunków nakładanych na kraje członkowskie związane z praworządnością, a być może także tzw. kamieniami milowymi. Przypomnijmy, że do tej pory budżet na WPR był wyodrębniony w ramach unijnego budżetu i podzielony na koperty narodowe, np. dla Polski od roku 2021, na ten cel było przeznaczone ok. 5 mld euro rocznie. Wypłata tych środków na dla naszego kraju, a w konsekwencji także dla rolników, nie była powiązana ze spełnianiem jakichkolwiek dodatkowych warunków, poza tymi wynikającymi z przepisów WPR, a więc były one wypłacane, mimo blokady środków dla naszego kraju z KPO, czy Funduszu Spójności.

 

5. Polska prezydencja to także zaawansowanie umowy handlowej UE-Ukrainą, liberalizującej handel z tym krajem, bardzo niekorzystnej dla polskiego rolnictwa, która być może wejdzie w życie jeszcze tej jesieni. Nawet to czym chwali się Donald Tusk stworzenie nowego funduszu obronnego z pożyczonych na rynku 150 mld euro, być może zakończy się skandalem, ponieważ utworzono go bez udziału Parlamentu Europejskiego i w związku z tym 74 europosłów złożyło wniosek o odwołanie przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen, który gdyby okazał się skuteczny oznaczałby odwołanie pozostałych 26 komisarzy. W tej sytuacji polską prezydencję powszechnie uważa się za bezobjawową, jedyne co może dziwić, to to, że w tej sytuacji kosztowała blisko 500 mln zł, pochodzących z polskich budżetów, zarówno z tego ubiegłorocznego jak i tegorocznego.

1. Właśnie na posiedzeniu komisji ds. handlu PE przedstawiciel Komisji Europejskiej przyznał, że od początku czerwca trwają intensywne negocjacje z Ukrainą w sprawie nowej umowy handlowej z tym krajem. Mają one doprowadzić do tego, że już pod koniec lipca ma być wypracowane nowe porozumienie, które będzie liberalizowało handel z tym krajem, w duchu przyszłego członkostwa Ukrainy w UE. Wszystko wskazuje na to, że obydwie strony porozumienia będą dążyć do tego, aby weszło ono w życie już na jesieni tego roku, a nie jak się do tej pory spodziewano dopiero od stycznia 2026 roku.

 

2. Nowo przygotowywana umowa handlowa UE- Ukraina ma zliberalizować ten handel, w tym także produktami rolnymi, co oznaczałoby, kolejną falę wwozu do Polski przede wszystkim ukraińskiego zboża, ale także innych wrażliwych dla naszego rynku, produktów rolnych, jeżeli okaże się, zasadnicza część jego eksportu przez Morze Czarne, będzie niemożliwa. Koszty jego transportu drogą lądową, są wprawdzie znacznie wyższe, niż drogą morską, ale jeżeli w dalszym ciągu statki na Morzu Czarnym będą atakowane przez Rosję, to właśnie przede wszystkim nasz kraj, jako najbliżej położony, zostanie zalany eksportem ukraińskiego zboża. Przypomnijmy Polska w tym półroczu, do najbliższego poniedziałku 30 czerwca, ma prezydencję w Radzie Unii Europejskiej, więc rząd powinien wykorzystywać wszystkie swoje możliwości, żeby ochronić interesy polskich rolników, niestety wyraźnie widać, że w tej sprawie nie zrobił nić, a głównym negocjatorem będą teraz Duńczycy, którzy już w najbliższy wtorek przejmą od nas prezydencję.

 

3. Nowa umowa handlowa UE- Ukraina ma być dodatkowym instrumentem pomocy Unii dla tego kraju ( Ukraina już w nadwyżkę w handlu z UE w wysokości około 1,5 mld euro), więc nie ulega wątpliwości, że będzie korzystna dla tego kraju. Niestety szczególnie eksport z Ukrainy do UE produktów rolnych, uderza w interesy unijnych rolników, ponieważ wprawdzie ten kraj nie jest członkiem UE, ale ma lepsze warunki handlu niż kraje członkowskie. „Ukraińscy rolnicy” nie muszą spełniać unijnych norm produkcyjnych, mogą stosować w produkcji rolniczej substancje zakazane w unijnym rolnictwie, jak na przykład środki ochrony roślin. Niestety już w ciągu ostatnich 3 lat ,kiedy przedłużana była dotychczasowa umowa handlowa, „ukraińscy rolnicy” uzyskali dostęp do unijnego rynku, nie spełniając wielu warunków jakie muszą spełnić unijni rolnicy.

 

4. Trzeba przy tym zwrócić uwagę obowiązująca do 6 czerwca, umowa handlowa UE-Ukraina z ograniczeniami dotyczącymi produktów wrażliwych, spowodowała, że z Ukrainy do UE np. wwóz cukru wzrósł 33-krotnie, pszenicy 20-krotnie, jaj -14-krotnie, mięsa drobiowego 2-krotnie w stosunku do stanu sprzed wojny 2021 roku i duża cześć tego eksportu znalazła się przede wszystkim na polskim rynku, ze względu na wspomniane najniższe koszty transportu do naszego kraju. Sumarycznie, te korzystne dla Ukrainy warunki handlu, między innymi produktami rolnymi, które obowiązywały przez ostatnie 3 lata, potwierdza wzrost udziału ukraińskiego eksportu rolno-spożywczego do UE z 28% w 2021 roku do aż 56% w 2023 roku.

 

5. Piszę „ukraińscy rolnicy” używając cudzysłowu, ponieważ większość tamtejszych przedsiębiorstw zajmujących się produkcją rolną i eksportem produktów rolniczych, to wielkie agroholdingi, których właścicielami jest kapitał pochodzący z krajów Europy Zachodniej, USA, a nawet krajów arabskich, a także ukraińscy oligarchowie. Blisko 100 takich agroholdingów gospodaruje na 1/4 ziemi rolnej (około 6,5 mln ha) całej Ukrainy, a największe z nich dysponują po 500-600 tys ha i w dużej części są to czarnoziemy, więc tak naprawdę konkurencja z nimi jest w zasadzie niemożliwa. To właśnie właściciele tych agroholdingów, wywierają presję na urzędników KE na liberalizację handlu pomiędzy UE i Ukrainą, chcąc mieć nieograniczony dostęp do unijnego rynku liczącego ok. 430 mln konsumentów. A że stanie się to kosztem unijnych rolników, a przede wszystkim polskich rolników ze względu na najniższe koszty transportu tych produktów właśnie do Polski, to nie interesuje to ani unijnych urzędników, ani także niestety, jak widać, tych z rządu Tuska.

1. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości, będący członkami sejmowej komisji rolnictwa, spowodowali zwołanie jej specjalnego posiedzenia, na którym miała być przyjęta uchwała zobowiązująca polski rząd do sprzeciwu wobec umowy handlowej UE- Mercosur. Przewodniczący tej komisji zresztą z PSL-u zarządził jej zwołanie na 25 czerwca o godzinie 13, niestety wczoraj zdecydował o odwołaniu tego posiedzenia, ze względu na nieobecności ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego w kraju. Tyle tylko, że do Sejmu na debatę w tej sprawie mógł przyjść ,któryś z wiceministrów, a uchwała przyjęta nie tylko przez komisje rolnictwa, ale przez cały Sejm, miała być wzmocnieniem dla ministra, który jeszcze do niedawna twierdził, że buduje w tej sprawie mniejszość blokującą w Radzie Unii Europejskiej.

 

2. Przypomnijmy, że umowa UE z krajami Mercosur (Brazylia, Argentyna, Urugwaj i Paragwaj), zawarta jeszcze jeszcze w grudniu 2023 roku przez przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen, czeka tylko na ratyfikację. Została już podjęta polityczna decyzja, aby część handlowa umowy z tymi krajami, została wydzielona i ratyfikowana tylko przez Parlament Europejski i Radę Unii Europejskiej ( europejskich ministrów rolnictwa), kwalifikowaną większością, czyli musiałoby by ją poprzeć, przynajmniej 15 krajów reprezentujących 65 % ludności UE. Polski minister rolnictwa, które jeszcze niedawno zapowiadał porozumienie z Francją i stworzenie mniejszości blokującej (4 kraje reprezentujące przynajmniej 35% ludności UE), niestety jak wszystko na to wskazuje, już zaprzestał tych działań, an skutek politycznej decyzji Donalda Tuska. Wskazuje na to wypowiedz wiceministra rozwoju Michała Baranowskiego ( resort odpowiedzialny za handel zagraniczny), który stwierdził w kontekście tej umowy ,że UE dąży do zrównoważonego i trwałego porozumienia”, co oznaczałoby, że Polska w tej sprawie protestować nie będzie. KE forsując ratyfikację tej umowy, próbuje jeszcze tylko „obłaskawić” Francję, jakąś dodatkową deklaracją, która miałaby dać prezydentowi Macronowi, możliwość przynajmniej osłabienia masowych protestów rolniczych, które są zapowiadane w tym kraju.

 

3. Przypomnijmy także, że umowa UE-Mercosur jest tak skonstruowana, żeby produkty przemysłowe głównie z krajów Europy Zachodniej, przede wszystkim z Niemiec ( głównie przemysł motoryzacyjny, ale także chemiczny i tekstylny) ,były łatwiej zbywalne na rynkach tych krajów, natomiast z kolei europejski rynek, stałby się bardziej atrakcyjny dla towarów rolnych z krajów Ameryki Południowej. Jest oczywistym, że produkcja rolna w tym w szczególności hodowla w krajach Ameryki południowej, odbywa się w bardziej sprzyjających warunkach klimatycznych, niż w Europie, a także nie jest tak „spętana” przepisami związanymi z ochroną środowiska i klimatu. Na przykład hodowla bydła, odbywa się często cały rok „pod gołym niebem”, co w oczywisty sposób obniża koszty produkcji i czyni produkty takiej hodowli, konkurencyjnymi cenowo na rynkach światowych. Ratyfikacja tej umowy przez PE i Radę Unii Europejskiej oczywiście uderzy w interesy całego unijnego rolnictwa, ale to polskie obciążone w sposób szczególny niechybną liberalizacją handlu z Ukrainą, zostanie wystawione naprawdę na ciężką próbę.

 

4. Przygotowania do ratyfikacji umowy z krajami Mercosur, a także przygotowywanie nowej umowy handlowej z Ukrainą, niestety odbywa się w zaciszu brukselskich gabinetów, a te polskie jakoś siedzą cicho, mimo tego, że to nasz kraj ma ciągle, bowiem aż do 30 czerwca, przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Niestety wygląda na to, że rząd Tuska świadomie abdykował „na kierunku unijnym”, w tych niezwykle ważnych sprawach, mówiąc wprost Donald Tusk w zamian za unijne poparcie w powrocie do władzy w Polsce, zaciągnął w Brukseli zobowiązania, że Polska pod jego rządami, nie będzie blokowała ani umów handlowych z krajami trzecimi, ani realizacji unijnej polityki migracyjnej, czy klimatycznej. Teraz te zaciągnięte zobowiązania są systematycznie „spłacane”, a dowodem na jest brak sprzeciwu wobec umowy z krajami Mercosur, a także brak zainteresowania rządzącej koalicji przyjęciem uchwały, która zobowiązywałaby rząd do zintensyfikowania działań w celu zbudowania mniejszości blokującej w RUE.