1. Prezes NBP prof. Adam Glapiński konsekwentnie realizuje strategię zarządu i z miesiąca na miesiąc powiększa rezerwy walutowe w złocie, w listopadzie bank kupił kolejne 21 ton złota, w związku tym rezerwy w złocie wyniosły ponad 448 ton i stanowiły już aż 17,6% w aktywach rezerwowych banku centralnego. W ciągu całego roku 2024 rezerwy w złocie NBP zwiększyły się o blisko 100 ton, co oznacza, że szybkimi krokami polski bank centralny zbliża stan swoich rezerw w złocie do poziomu rezerw w Europejskim Banku Centralnym, którego rezerwy złota wynoszą tylko 506 ton. Według strategii zarządu NBP, w ciągu 2025 roku, rezerwy złota powinny wzrosnąć na tyle , aby na koniec roku stanowiły około 20% aktywów rezerwowych, co stawiałoby polski bank centralny pod tym względem w pierwszej dziesiątce banków centralnych całego świata. Prezes Glapiński po każdej informacji o powiększeniu rezerw NBP w złocie, zawsze podkreśla, że w sytuacji wojny toczącej się za naszą wschodnią granicą, posiadanie dużej ilości złota w naszych rezerwach walutowych, wzmacnia naszą wiarygodność ekonomiczną i pełni ważną rolę stabilizującą dla polskiej gospodarki.

 

  1. Przypomnijmy, że po powiększeniu rezerw w złocie w październiku poprzedniego roku do 420 ton, stanowiących 15% aktywów rezerwowych NBP zacytowałem tę wypowiedź prof. Glapińskiego i dodałem, że od momentu objęcia przez niego prezesury w NBP, rośnie bardzo wyraźnie wartość rezerw dewizowych, w tym także tych w złocie z ok. 100 ton w 2015 roku do wspomnianych 420 ton pod koniec września 2024 roku. Na ten wpis zareagowała wtedy do niedawna wiceprzewodnicząca Platformy, a obecnie europoseł tej partii Hanna Gronkiewicz-Waltz, umieszczając na portalu X następujący wpis „A skoro my kupujemy złoto, tzn. ze ktoś sprzedaje, dlaczego to robi? Jest jeszcze kilka innych pytań np. w razie kryzysu co łatwiej sprzedać walutę czy złoto?”. Ten wpis miał ponad 100 tysięcy odsłon, a Gronkiewcz-Waltz spotkała się wręcz z miażdżącą krytyką, najoględniej mówiąc, większość komentujących dziwiła się, że z taką wiedzą ekonomiczną, pełniła ona przez wiele lat funkcję prezesa NBP.

 

  1. Przypomnijmy także, że jak podano w ostatnim komunikacie NBP na koniec grudnia 2024 aktywa rezerwowe Polski zarządzane przez bank centralny wyrażone w walucie euro, wyniosły 214,2 mld euro, a przeliczone na dolary amerykańskie, wyniosły aż 223,2 mld USD. Jak poinformowano także w tym komunikacie, NBP zarządza rezerwami dewizowymi, dbając o maksymalizowanie ich zyskowności, jednak priorytetem jest ich bezpieczeństwo i zachowanie niezbędnego poziomu płynności. Zasadnicza ich część jest inwestowana w rządowe papiery wartościowe (około 70%), w papiery emitowane przez instytucje międzynarodowe oraz agencje rządowe, pozostała część jest utrzymywana w formie lokat w bankach o wysokiej wiarygodności oraz w złocie monetarnym.

 

  1. Przypomnijmy, że na koniec 2015 roku wartość aktywów rezerwowych Polski zarządzanych przez NBP wyrażona w walucie euro, wynosiła zaledwie 86,9 mld euro, a wyrażona w dolarach amerykańskich niewiele więcej czyli 94,9 mld USD. Jak już wspomniałem na koniec 2024 roku, było to odpowiednio 214,2 mld euro i 223,2 mld USD, a więc w ciągu ponad 8 lat wartość aktywów rezerwowych wyrażona w walucie euro, wzrosła o ponad 127 mld euro, a wyrażona w dolarach amerykańskich aż o blisko 128 mld USD, a więc w obu przypadkach, uległa więc więcej niż podwojeniu, a wartość rezerw w złocie wzrosła blisko 4,5-krotnie. To ogromny wzrost wartości aktywów rezerwowych Polski zarządzanych przez NBP, co charakteryzuje działania zarządu polskiego banku centralnego od momentu kiedy jego prezesem został w czerwcu 2016 roku  prof. Adam Glapiński.

 

  1. Informacja o wielkości  i strukturze polskich rezerw walutowych, a także gwałtownym wzroście ich wartości w ostatnich 8 latach, wyjaśnia dlaczego od kilku lat trwa ogromna presja wielkich krajów UE, w tym w szczególności Niemiec, aby Polska weszła do strefy euro. Po pierwsze taka decyzja podjęta przez nasz kraj, dawałaby bardzo korzystny efekt psychologiczny, bowiem do strefy euro wszedłby duży kraj, a więc wszelkie informacje o „śmierci” tej strefy, które pojawiają się co jakiś czas w europejskich mediach, zostałyby uznane za mocno przesadzone. Po drugie taka decyzja naszego kraju spowodowałaby efekt wzmacniający walutę euro, bowiem do strefy euro weszłaby 5-6, szybko rozwijająca się gospodarka UE, a także kraj o ogromnych rezerwach walutowych, których wartość jak już wspomniałem  przekroczyła  223 mld USD, w tym około 17,5%, stanowią rezerwy w złocie.

 

  1. Byłaby to jednak decyzja niekorzystna dla naszego kraju, oznaczałaby znaczne zbiednienie dużej części polskiego społeczeństwa, oraz osłabienie naszym możliwości rozwojowych i dlatego prezes NBP jest jej zdecydowanie przeciwny. Właśnie dlatego trwają nieustanne ataki obecnej większości parlamentarnej na prof. Glapińskiego, a procedowany przez nich wniosek o Trybunał Stanu dla prezesa NBP jest  właśnie próbą usunięcia go z tego stanowiska.

 

  1. Po podwyższeniu przez rząd Tuska deficytu budżetowego na poprzedni rok do 240 mld zł i uchwaleniu przez Parlament budżetu na 2025 rok z deficytem w wysokości prawie 290 mld z, jasne było, że potrzeby pożyczkowe naszego kraju gwałtownie wzrosną. Zresztą te potrzeby pożyczkowe w ujęciu brutto i netto są opisane w projektach budżetów na każdy kolejny rok, ba często minister finansów chcąc zabezpieczyć płynność budżetu już w ostatnim kwartale poprzedniego roku, sprzedaje obligacje skarbowe ,które mają finansować jego potrzeby w roku następnym. Jednak finansowanie zobowiązań państwa przy pomocy bonów skarbowych (czyli papierów wartościowych z terminem zapadalności do 1 roku), występuje bardzo rzadko, ponieważ z reguły jest to znacznie droższe, niż ich finansowanie przy pomocy obligacji skarbowych.

 

  1. Niespodziewanie minister finansów Andrzej Domański ogłosił aukcję 45- tygodniowych bonów skarbowych na kwotę 3-6 mld zł, ostatecznie w ostatni poniedziałek sprzedano ich za 4,88 mld zł, a oprocentowanie wyniosło aż 5,44% ( oprocentowanie 10 -letnich polskich obligacji skarbowych wynosi ostatnio około 6,1%, a więc jest tylko 0,6 pkt procentowego wyższe). Po tej aukcji bony będą oferowane w ramach sprzedaży dodatkowej po minimalnej cenie z zaakceptowanych ofert, chodzi bowiem o pozyskanie wspomnianej wcześniej kwoty 6 mld zł. Ostatnia aukcja bonów skarbowych miała miejsce w kwietniu 2020 roku, a więc blisko 5 lat temu, w czasie pandemii Covid19, kiedy potrzebne były dodatkowe duże środki na finansowanie pomocy przedsiębiorcom i ogromnych wydatków w ochronie zdrowia. Przy czym wtedy mimo nagłej potrzeby finansowania ogromnych wydatków budżetowych, oprocentowanie oferowanych bonów wyniosło tylko 0,5% w stosunku rocznym, teraz jest ono aż 11 razy wyższe. Decyzja ministra finansów o sprzedaży bonów wartości prawie 5 mld zł na tak niekorzystnych warunkach finansowych jest dowodem, że w budżecie na początku roku wręcz dramatycznie brakuje pieniędzy i musi on je pożyczać tak naprawdę na „lichwiarskich” warunkach.

 

3.Przypomnijmy, że po zwiększeniu przez rząd Tuska w ubiegłym roku deficytu budżetowego do 240 mld zł i uchwaleniu budżetu na 2025 rok z deficytem w wysokości  aż 290 mld zł, łącznie w ciągu zaledwie 2 lat, deficyty te sięgną aż 530 mld zł i powiększą dług publiczny, liczony metodą unijną z 49,6% PKB w 2023 roku do 59,8% PKB w 2025 roku i aż 61,3 % PKB w roku 2027. W tej sytuacji aby obsłużyć potrzeby pożyczkowe netto budżetu państwa, tylko w roku 2024, trzeba było pożyczyć przynajmniej 220 mld zł, a w roku 2025, aż blisko 370 mld zł, a więc łącznie prawie 600 mld zł. Takie pieniądze polskie państwo oczywiście jest w stanie pożyczyć, ale wiąże się to z gwałtownym wzrostem kosztów obsługi długu Skarbu Państwa, które jeszcze w 2023 roku wynosiły około 60 mld zł, w 2024 ponad 67 mld zł ( nie ma jeszcze ostatecznych informacji ministra finansów, ale w związku ze wzrostem oprocentowania polskich obligacji, były one o parę miliardów zł wyższe). W roku 2025 miały wynieść ok.76 mld zł, w roku 2026 mają wynieś ok. 92 mld zł, w kolejnych latach przekroczą 100 mld zł rocznie, ale gdy już teraz minister finansów krótkoterminowo pożycza na 5,5%, przekroczenie tej ostatniej kwoty nastąpi dużo szybciej. Koszty te to tej pory były wyraźnie niższe od 2 % PKB, w latach 2023-2025 odpowiednio 1,8% ; 1,85% , 1,9%, natomiast od roku 2026 będzie to już zdecydowanie powyżej 2%  PKB, w roku 2027, aż 2,32% PKB.

 

4. Niestety przekroczenie przez koszty obsługi długu 2% PKB, powoduje, że znajdziemy się pod „specjalną obserwacją” rynków finansowych, a to oznacza gwałtowne podwyższenie kosztów pożyczania. Już obecnie jak wspomniałem oprocentowanie 10-letnich polskich obligacji przekroczyło 6% ( w styczniu wynosi już 6,1%), a do niedawna oscylowało w granicach 5% i to są niestety koszty rządzenia Polską przez ekipę, której znakiem rozpoznawczym jest ciągle stwierdzenie byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego „piniędzy nie ma i nie będzie”. Nagła decyzja ministra Domańskiego, żeby pożyczyć aż 6 mld zł na „lichwiarskich” warunkach, tylko potwierdza, że  polskie finanse publiczne znajdują się w coraz bardziej dramatycznym  położeniu.

  1. Wróciły rządy Tuska i niestety wracają groszowe waloryzacje emerytur, jeszcze w 2024 roku poziom waloryzacji wyniósł 12,12% , co pozwoliło na podwyższenie emerytury minimalnej o blisko 200 zł, a już w 2025 roku wskaźnik ten ma wynieść tylko 5,85%, a w roku 2026, ma być jeszcze niższy i wynieść tylko 5,7%, w związku z tym podwyżki świadczeń będą więc dużo niższe. Partie koalicyjne w kampanii wyborczej, chcąc pozyskać głosy emerytów, obiecywały, dodatkową waloryzację emerytur w II półroczu każdego roku, w którym średnia inflacja przekroczy 5%. Niestety okazało się ,że była to klasyczna kiełbasa wyborcza i zaraz po objęciu władzy, po cichu rządzący wycofali się z tej obietnicy, zamrażając odpowiedni projekt ustawy wprowadzający dodatkową waloryzację.

 

  1. Przypomnijmy, że coroczna waloryzacja rent i emerytur dokonywana od marca każdego roku jest oparta na średniorocznym wskaźniku inflacji konsumenckiej (CPI) z poprzedniego roku kalendarzowego, zwiększonego o 20% wzrostu średniej płacy w gospodarce. W sytuacji zmniejszającej się inflacji, chcąc zapewnić realny udział środowiska emeryckiego w owocach wzrostu gospodarczego, należałoby dokonać zmiany ustawowej i zapewnić większy, niż do tej pory, udział we wskaźniku waloryzacyjnym, procentowego wzrostu średniej płacy w gospodarce z obecnych 20% do np. 50%. Niestety nic takiego się nie stanie, bo tradycją rządów Tuska w latach 2008-2015 były groszowe waloryzacje emerytur i rent i wszystko wskazuje na to, że podobne traktowanie środowiska emeryckiego, niestety wraca.

 

  1. Niechęć rządu Donalda Tuska do godziwej waloryzacji rent i emerytur, mimo obecności w nim Lewicy (wszak to minister z tego środowiska Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, kieruje resortem rodziny, pracy i polityki społecznej), widać było już po wcześniejszych jego decyzjach, dotyczących tej problematyki. Już decyzja rządu Tuska o wypłaceniu 14. emerytury w wysokości o blisko 0,9 tys zł  niższej,  niż została ona wypłacona w 2023 roku, świadczyła o tym, że niestety obecny rząd wraca do symbolicznego wspierania środowiska emeryckiego, jakie było realizowane podczas poprzednich rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz w latach 2008-2015. Potwierdzają to zresztą dane resortu rodziny pracy i polityki społecznej z których wynika, że w 2025 roku waloryzacja emerytur wyniesie zaledwie 5,8%, bowiem tylko na taki poziom waloryzacji zawarto środki finansowe w budżecie na ten rok. Co więcej w dwóch kolejnych latach waloryzacje będą jeszcze niższe, bowiem zdecydowanie wolniej niż do tej pory, będą rosły także płace w gospodarce, a wskaźnik waloryzacji  oprócz inflacji CPI, zawiera jak wspomniałem tylko 20% średniego wzrostu pałac w gospodarce.

 

  1. W tej sytuacji w roku 2025, najniższa emerytura z obecnych 1780 zł, wzrośnie o niecałe 100 zł do 1879 zł, a w kolejnych latach te wzrosty, będą jeszcze niższe, jak łatwo można policzyć wręcz „groszowe”. Środki przewidziane w budżecie na 2025rok na waloryzację emerytur to tylko 24 mld zł, a na 13. i 14. emeryturę 31 mld zł (łącznie 55 mld zł), podczas w 2023 roku, ostatnim roku rządów Prawa i Sprawiedliwości, środki te wyniosły aż 79 mld zł , przy czym na waloryzację emerytur przeznaczono aż 44 mld zł, a na 13 i 14. emeryturę ok. 35 mld zł. A więc na waloryzację emerytur w 2025 roku, przeznaczono o ponad 20 mld zł mniej niż przeznaczył rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2023 roku, a na 13. i 14. emeryturę z kolei aż 4 mld zł mniej niż w 2023 roku. Łącznie do środowiska emeryckiego trafi w 2025 roku , mniej aż o 24 mld zł, w porównaniu z rokiem 2023, aż tyle miliardów złotych uda się rządowi Tuska zaoszczędzić na ludziach będących w najtrudniejszej sytuacji finansowej. To właśnie dlatego  rząd Tuska, wypłaca  14. emeryturę tylko w wysokości emerytury minimalnej, a waloryzacja emerytur, która podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości wynosiła w 2023 roku minimum 250 zł, w 2025 roku będzie niższa niż 100 zł, a w kolejnych latach jeżeli nie zwiększy się udział we wskaźniku waloryzacyjnym udział wzrostu średniej płacy w gospodarce, będą to tylko groszowe waloryzacje.

  1. Rozpoczął się już 2. rok rządów Donalda Tuska, niestety rezultaty tego rządzenia są więcej niż skromne, bowiem większość koalicyjna, pobudzana jest ciągle przez szefa rządu, nie do pracy na rzecz rozwoju naszego kraju, ale do zemsty na Prawie i Sprawiedliwości. Widać to zarówno po braku reakcji rządu na najważniejsze problemy Polaków, narastającą drożyznę, a także gwałtowny wzrost kosztów użytkowania mieszkań i domów (duży wzrost kosztów prądu, gazu i ciepła), a także ze względu na coraz większe problemy w gospodarce i finansach publicznych. Coraz wyraźniej także widać, że rządząca koalicja chce za wszelką cenę przetrwać do wyborów prezydenckich, z nadzieją że wygra je ich kandydat Rafał Trzaskowski, a wtedy będzie można zalegalizować bezprawie z półtorarocznego rządzenia, a także uchwalić prawdziwy budżet, ze znacznie niższym deficytem, ale też drastycznym cięciami wydatków budżetowych, w konsekwencji czego nastąpi likwidacja programów społecznych.

 

  1. Ta koncentracja rządzących na zemście powoduje, że nie mają oni „głowy”, ani do spraw o charakterze strategicznym jak np. realizacja CPK, elektrowni atomowej, czy rozbudowy portów morskich, ale także do spraw bieżących, jak choćby nowelizacja odpowiednich ustaw, aby pozwalały na czas regulować zobowiązania polskiego państwa. Dopiero w końcówce poprzedniego roku, minister rozwoju i technologii rozesłał do wielu resortów pismo o konieczności nowelizacji ustawy o systemie instytucji rozwoju, informując je o zaledwie 7 dniowym terminie składania uwag do tej nowelizacji. Dopiero teraz rządzący zorientowali się, że 31 marca zapada termin wykupu obligacji na kwotę 18,5 mld zł, a 31 września na kwotę blisko 15,2 mld zł, wyemitowanych przez Polski Fundusz Rozwoju( PFR). Chodzi o finansowanie przez PFR w wydatków z tzw. tarczy antykryzysowej dla małych i średnich przedsiębiorstw w latach 2020-2021 w związku z negatywnymi konsekwencjami pandemii covidu.

 

  1. Przypomnijmy, że wparcie udzielane przedsiębiorcom za pośrednictwem PFR, poprzez 2. Tarcze Finansowe zapewniało im płynność w sytuacji kiedy gwałtownie zmalały przychody ze sprzedaży towarów, bądź usług szczególnie w przedsiębiorstwach, których działalność dotknęły kolejne lock downy. Do składania wniosków o pomoc finansową w ramach Tarczy Finansowej były
    uprawnione mikro, małe i średnie firmy  z blisko 60 branż (między innymi handel, hotelarstwo, działalność gastronomiczna, działalność turystyczna, wystawowa, kulturalna, sportowa), które odnotowały spadek obrotów przynajmniej o 30% w okresie kwiecień- grudzień lub tylko w IV kwartale 2020 roku w porównaniu z analogicznym okresem roku 2019. Wsparcie udzielone przedsiębiorcom w ramach 2. Tarcz Finansowych wyniosło ponad 70 mld zł, z kolei wsparcie z Tarcz Antykryzysowych przekazywane za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), przekroczyło 65 mld zł, wsparcie przekazywane za pośrednictwem instytucji podporządkowanym Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej, wyniosło około 30 mld zł, a ZUS-u  ponad 31 mld zł. Łącznie przedsiębiorstwom przekazano wtedy ponad 200 mld zł  (czyli ponad 10% polskiego PKB), ale dzięki temu nasza gospodarka odnotowała w 2020 roku spadek PKB w wysokości tylko 2%, podczas gdy PKB wielu krajów UE, miało dwucyfrowe spadki PKB. Co więcej nie wzrosło bezrobocie, co było ewenementem pośród krajów unijnych,  w wielu z nich wskaźniki bezrobocia były dwucyfrowe, a wśród ludzi młodych, co drugi młody człowiek w wieku powyżej 24 lat, był bezrobotny. Tak przy okazji, takich właśnie form szybkiej pomocy przedsiębiorcom, zabrakło teraz po powodzi w województwach śląskim, opolski i dolnośląskim, dlatego zapewne na wiosnę dowiemy się o dużej skali bankructw firm dotkniętych bezpośrednio, bądź pośrednio, skutkami tej klęski.

 

4. Rządząca koalicja zapomniała, że od tamtych wydarzeń mija w tym roku 5 lat i w związku z tym mijają także w tym roku terminy zapadalności obligacji wyemitowanych przez PFR gwarantowanych przez Skarb Państwa, tych pierwszych na 18,5 mld zł już w marcu 2025 roku. Brak nowelizacji ustawy o systemie instytucji rozwoju, to brak środków w PFR na wykup wspomnianych obligacji , a to grozi poważnymi zakłóceniami na rynku finansowym ponieważ nabywcami obligacji były banki i inne instytucje finansowe. Zostało tylko 2 miesiące, aby taką nowelizację uchwalić, ale ta sprawa jak w soczewce, pokazuje jakie są priorytety obecnej koalicji rządzącej, a tym głównym, narzuconym przez Tuska wszystkim koalicjantom, jest zemsta na PiS.

  1. Coraz częściej w mediach tworzących swoisty parasol ochronny nad ekipą Tuska, pojawiają się ataki na jego dwóch głównych koalicjantów tj. Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka- Kamysza. Trzeciego koalicjanta Włodzimierza Czarzastego już wcześniej udało się Tuskowi spacyfikować, zresztą sam szef Lewicy gotów jest na wyrzeczenia, bowiem już niedługo ma nastąpić rotacja marszałka Hołowni i to on ma go zastąpić na tym stanowisku, tak przynajmniej zapisano w umowie koalicyjnej, ale oczywiście nie ma pewności, czy do tego dojdzie. Zresztą klub Lewicy wyraźnie się zmniejszył po odejściu z nich posłów partii Razem, co więcej część posłów tego klubu, zapewne chętnie już teraz przeszłoby do Platformy, żeby mieć zapewnione tzw. miejsca biorące w następnych wyborach parlamentarnych.

 

  1. Tusk mimo tego, że jego partia nie wygrała wyborów, dzięki umiejętnościom negocjacyjnym, a także wykorzystywaniu różnych instrumentów nacisku, dostał od koalicjantów pełnię władzy, tak naprawdę niczym nie ograniczoną. Ale mimo tego, bardzo nie lubi jakichkolwiek przejawów samodzielności koalicjantów, a już w sposób szczególny irytują go krytyki jego działań albo wypowiedzi, na które pozwalają sobie zarówno Hołownia jak i Kosiniak -Kamysz. Dyscyplinowanie niesfornych koalicjantów odbywa się przy pomocy zaprzyjaźnionych mediów, które wykorzystując zarówno prawdziwe jak i zmanipulowane informacje, brutalnie ich atakują.

 

  1. Dyscyplinowanie Szymona Hołowni, a być może nawet próba wybicia mu z głowy kandydowania na prezydenta, jak widać, odbywa się głównie przy pomocy tygodnika Newsweek i publikowanych tam tekstów. Pod koniec listopada poprzedniego roku opublikowane zostały w nim teksty o próbie jego studiowania na Collegium Humanum, ba nawet przygotowanym dyplomie ukończenia uczelni, mimo nie uczestniczenia w zajęciach. Tuż po tej publikacji Hołownia stanowczo zaprzeczył informacjom zawartym w tych artykułach, co więcej oskarżył media, a także służby specjalne o fabrykowanie i rozpowszechnianie fałszywych informacji. Hołownia mówił wtedy między innymi „ To oznacza ,że dojdzie do poważnego kryzysu zaufania w naszej koalicji, bo jeżeli służby za tym stoją, albo jeżeli służby lub prokuratura miały w tym swój udział, to będzie znaczyło, że to nie jest to, na co się umawialiśmy”. Poruszenie przez Hołownię zaangażowania służb specjalnych i prokuratury w preparowanie materiałów przeciwko niemu, sugerowało, że inspiracja dla tych służb, musiała pochodzić z samej góry, a więc od premiera Tuska, albo jego najbliższego otoczenia.

 

  1. Dzisiaj ukazał się w Newsweeku kolejny tekst, atakujący już nie tylko Hołownię ale także jego najbliższego współpracownika Michała Kobosko i jedną z posłanek Izabelę Bodnar, która nie dawno była kandydatką tej formacji na prezydenta Wrocławia. Autorka tekstu pisze o niejasnych źródłach finansowania Polski 2050, a także o zastanawiających przepływach pieniężnych między partią, a stowarzyszeniami i fundacjami  z nią związanymi. Porusza także  sprawę tajemniczych billboardów z liderami Polska 2050, Szymonem Hołownią i Michałem Kobosko, a także Izabelą Bodnar, która jest jak to ujęto w tygodniku jest żoną „śmieciowego potentata”.

 

  1. Atakowany jest w mediach wspierających z całych sił Donalda Tuska, także wicepremier Kosiniak- Kamysz, między innymi za sprzeciw wobec projektów ustaw o związkach partnerskich, czy aborcji, a także za brak zgody na wprowadzenie nowego przedmiotu tzw. edukacji zdrowotnej, jako obligatoryjnego do szkół podstawowych. W poprzednim tygodniu media ujawniły sprawę wożenia po Polsce bez żadnego nadzoru przez 10 dni 200 min przeciwczołgowych, które ostatecznie znalazły się pod magazynem sieci Ikea. I choć sprawa miała miejsce w lipcu poprzedniego roku do mediów dostała się dopiero teraz, dopiero teraz Kosiniak -Kamysz szukał winnych i zdymisjonował jednego z generałów, choć jak się wydaje nie tego, który w tej sprawie naprawdę zawinił.

 

  1. Wyraźnie widać, że ekipa Tuska dyscyplinuje swoich koalicjantów i robi to dosyć ostentacyjnie, do tego stopnia, że Hołownia publicznie wskazuje, że mogą w tym brać udział służby i prokuratura. Zarówno Hołownia jak i Kosiniak -Kamysz mają chyba coraz większą świadomość w czym uczestniczą i do czego może się posunąć ekipa Tuska, aby podporządkowali się jego oczekiwaniom i być może to przegrane przez Trzaskowskiego wybory prezydenckie, będą ostatecznym sygnałem, żeby się z koalicji z Tuskiem, jakoś wykaraskać.