1. Już w tej chwili jest jasne, że sieć blisko 300 ośrodków pomocy ofiarom przestępstw, stworzonych w poszczególnych powiatach podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości od 1 stycznia 2026 roku, nie otrzyma środków na swoje funkcjonowanie i pomoc ofiarom przestępstw. To oczywiście nie tylko skandal, ale także przestępstwo popełnione przez szefa resortu polegające na niedopełnieniu obowiązków i naruszenie dyscypliny finansów publicznych, bo Fundusz Sprawiedliwości został stworzony właśnie, aby zgodnie z ustawą i rozporządzeniem wykonawczym, pomagać ofiarom przestępstw. Co więcej zgodnie z rozstrzygnięciami między innymi NSA z 2025 roku, nie wykorzystane środki na tę pomoc w danym roku, nie mogą być przesunięte na rok następny, tylko przekazane do budżetu państwa, a więc po prostu przepadają.

 

2. Ten fundusz powstał wprawdzie w 2012 roku, ale tak naprawdę mógł na dużą skalę rozpocząć pomoc ofiarom przestępstw dopiero w w 2018 roku ,bowiem w 2017 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości, doprowadził do zmiany ustawy regulującej jego funkcjonowanie, a przede wszystkim, zwiększono źródła jego zasilania. Oprócz tradycyjnych nawiązek zasądzanych od sprawców przestępstw i innych świadczeń pieniężnych, są to także potrącenia od wynagrodzeń pracujących więźniów w wysokości 7%, kary dyscyplinarne, a także środki ze spadków zapisów , darowizn i zbiórek. Do Funduszu do roku 2017 wpływało rocznie z tych źródeł średnio około 15 mln zł roku, ale po wspomnianych zmianach ustawowych od 2018 roku, wpływy te rocznie wynosiły ponad 200 mln zł, a w 2024 roku nawet 253 mln zł, a więc były ponad 17 razy większe, niż na początku. W tej sytuacji z funduszu można było finansować nie tylko bezpośrednia pomoc ofiarom przestępstw, ale także działania prewencyjne, między innymi wyposażanie w odpowiedni sprzęt Ochotniczych Straży Pożarnych, które bardzo często ratują ofiary wypadków drogowych.

 

3. Ponieważ w tym roku kończył 4-letni program wsparcia dla tych blisko 300 ośrodków pomocy ofiarom przestępstw, było jasne, że jeszcze w miesiącach letnich trzeba ogłosić konkurs o wsparcie finansowe dla tych ośrodków i organizacji pomocowych. I rzeczywiście taki konkurs ogłoszono, ale w związku z całkowitym paraliżem związanym ze ściganiem ministrów i urzędników zajmujących się poprzednio wydatkowaniem środków z tego funduszu, minister sprawiedliwości zdecydował ,że teraz ocenę wniosków konkursowych, będzie prowadzić firma zewnętrzna wybrana w przetargu. Ten przetarg na obsługę funduszu wygrała firma Varsovia Capital (jedyna startująca), „za jedyne” 959 tysięcy złotych, ale jak się okazuje nie dysponowała fachowcami, którzy byliby w stanie merytorycznie ocenić złożone wnioski.

 

4. Zwróciła się więc między innymi do byłej pracownicy resortu sprawiedliwości, której prokuratura Bodnara, a teraz Żurka, postawiła między innymi zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej i przez blisko 7 miesięcy przetrzymywała ją areszcie dla niebezpiecznych przestępców. Dopiero po tym czasie w sytuacji kiedy prokuratura, nie była w stanie przedstawić argumentów dla dalszego jej przetrzymywania, sąd się na to nie zgodził, opuściła areszt i publicznie opowiedziała o stosowaniu wobec niej tortur , co potwierdziła także kontrola przeprowadzona przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Sytuacja w której resort nie potrafi sobie poradzić z oceną wniosków o dotacje z Funduszu Sprawiedliwości i wynajmuje do tego firmę, która chce zatrudnić byłą pracownicę resortu, którą na jego wniosek ściga prokuratura, to nawet Bareja by nie wymyślił, choć akurat ta sprawa nie ma charakteru komediowego.

 

5. Jak poinformował poseł Woś na rachunku Funduszu Sprawiedliwości znajduje się wg planu na rok 2026 kwota blisko 900 mln zł , z tego prawie 590 mln zł to środki pieniężne , a ponad 250 mln zł to należności funduszu , zasądzone ale jeszcze nie ściągnięte. Środki finansowe są i to w wysokości wręcz przekraczającej możliwości ich wykorzystania podczas ogłoszonego teraz konkursu, ale okazuje się, że obydwaj ministrowie sprawiedliwości rządu 13 grudnia, swoimi działaniami tak sparaliżowali działalność resortu, że doszło do skandalu i od początku 2026 roku około 300 ośrodków pomocy ofiarom przestępstw, zostanie bez grosza.

1. Najpierw Rzeczpospolita , a później także mecenas Adam Gomoła, obrońca jednej z urzędniczek pracującej przy Funduszu Sprawiedliwości, poinformowali o wręcz megaskandalu związanym właśnie z tym funduszem. O tym, że organizacje finansowane z tego funduszu, pomagające ofiarom przestępstw, nie otrzymają środków na ten cel od początku przyszłego roku, bo resort sprawiedliwości nie rozstrzygnął konkursu dotacyjnego, wiadomo było już od ponad tygodnia, ale jak się okazje, był to zaledwie początek tego megaskandalu. Z tekstu w Rzeczpospolitej dowiedzieliśmy się, że mimo tego, iż do oceny formalnej złożonych przez różne organizacje wniosków o te dotacje, zatrudniono aż 9. dodatkowych urzędników resortu sprawiedliwości, to do ich oceny merytorycznej zdecydowano się zatrudnić firmę zewnętrzną.

 

2. Ogłoszono więc przetarg, do którego jak się okazuje, zgłosiła się tylko jedna firma, mimo tego przetarg rozstrzygnięto, „zwycięzcą” okazała się firma Varsovia Capital z Warszawy, która za jedyne 959 tysięcy złotych, zgodziła się merytorycznie oceniać te wnioski. Tyle tylko, że jak się okazało nie miała do tego fachowych pracowników, więc jak napisał o tym mecenas Adam Gomała, zwróciła się do jego klientki, by za zaledwie ułamek wspomnianej kwoty, dokonała takiej merytorycznej wniosków. Przypomnijmy tylko, że klientka mecenasa Gomoły, to była pracownica resortu sprawiedliwości ,której prokuratura Bodnara, a teraz Żurka, postawiła między innymi zarzuty działania w zorganizowanej grupie przestępczej i przez blisko 7 miesięcy przetrzymywała ją areszcie dla niebezpiecznych przestępców. Dopiero po tym czasie w sytuacji kiedy prokuratura, nie była w stanie przedstawić argumentów dla dalszego jej przetrzymywania, sąd się na to nie zgodził, opuściła areszt i publicznie opowiedziała o stosowaniu wobec niej tortur , co potwierdziła także kontrola przeprowadzona przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Sytuacja w której resort nie potrafi sobie poradzić z oceną wniosków o dotacje z Funduszu Sprawiedliwości i wynajmuje do tego firmę, która chce zatrudnić byłą pracownicę resortu, którą na jego wniosek ściga prokuratura, to nawet Bareja by nie wymyślił, choć akurat ta sprawa nie ma charakteru komediowego.

 

3. Jak by tego było mało, Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek mec. Bartosza Lewandowskiego obrońcy posła Romanowskiego, uchylił Europejski Nakaz Aresztowania wobec byłego ministra, przy czym uzasadnienie tego wyroku jest dla obecnej władzy, a szczególnie resortu ministra Żurka, wręcz masakrujące. Otóż w uzasadnieniu tego wyroku, sąd zawarł wiele stwierdzeń, mówiących wprost o łamaniu obowiązującego prawa przez obecną ekipę rządową, co podsumował stwierdzeniem, że w Polsce mamy obecnie do czynienia z „ łamaniem przez władzę wykonawczą praw człowieka i wolności obywatelskich oraz porządku konstytucyjnego”. W uzasadnieniu tym znalazło się także stwierdzenie, że „istnieją poważne obawy, że sytuację panującą obecnie w Państwie Polskim zakwalifikować można jako kryptodyktaturę”, a uzasadnieniem, są liczne wypowiedzi samego premiera, jego ministrów i czołowych polityków Platformy, przesądzających o wyrokach sądów wobec polityków obecnej opozycji. Jako jeden z przykładów tego rodzaju wypowiedzi, sędzia zawarł stwierdzenie samego ministra Żurka, „że przebywającego w Budapeszcie posła Romanowskiego, służby specjalne mogłyby porwać i przywieźć do kraju w bagażniku”. Jak w przysłowiu „uderz w stół, nożyce się odezwą” , natychmiast zareagował minister Żurek, zapowiadając, że jeszcze raz zwróci się do sądu o Europejski Nakaz Aresztowania dla posła Romanowskiego, ale jednocześnie także o wyłączenie dotychczasowego sędziego z tego postępowania, choć powinien wiedzieć, że zgodnie z prawem, nie jest to możliwe.

 

4. A więc na 2. rocznicę powstania rządu 13. grudnia, minister Żurek z taką euforią powoływany na szefa resortu przez premiera Tuska, dał mu pod choinkę dwa swoiste „prezenty”, które zapewne go nie ucieszą. Ten pierwszy bowiem, kompromituje zupełnie całą akcję z zarzutami wobec ministrów i urzędników poprzedniego rządu w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, ten drugi obnaża charakter rządów ekipy Tuska, określając obecną sytuację w Polsce kryptodyktaturą.

1. Po posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli, współpracownicy premiera Tuska zorganizowali konferencję prasową swojego szefa, dokładnie o tej samej godzinie, o której rozpoczynała się wizyta prezydenta Wołodymyra Zełenskiego na zaproszenie prezydenta Polski Karola Nawrockiego w Warszawie, aby chociaż trochę ją przykryć. Nie tylko się to nie udało, bowiem spotkaniu obydwu prezydentów, towarzyszyło ogromne zainteresowanie mediów, ale podczas tej konferencji w Brukseli, doszło do kompromitacji premiera Tuska, ponieważ wyszło na jaw, że nie rozumie na co się tak naprawdę się zgodził, jeżeli chodzi o pożyczkę dla Ukrainy. Wystarczyły dwa pytania dziennikarzy Polsat News i TVN24, dotyczące szczegółów pożyczki dla Ukrainy, udzielonej temu krajowi przez UE na lata 2026-2027 i Tusk musiał połykać własny język , co więcej rozumiejąc, że się pogrąża skalą swojej niewiedzy, zaatakował ich obydwu, oskarżając, że wierzą rosyjskiej narracji, a nie jemu.

 

2. Chodziło zarówno o sam mechanizm uruchomienia pożyczki dla Ukrainy, a także sposób jej spłaty, premier Tusk twierdził, że jej źródłem będą zamrożone w belgijskiej izbie rozliczeniowej Euroclear, aktywa rosyjskiego banku centralnego i innych rosyjskich podmiotów w wysokości ponad 200 mld euro. Rzeczywiście po agresji Rosji na Ukrainę kraje unijne zdecydowały się te aktywa zamrozić i co jakiś czas wraca dyskusja o uruchomieniu tych zasobów i przeznaczeniu ich na pomoc Ukrainie, ale sprzeciwia temu konsekwentnie od ponad 3 belgijski rząd, obawiając się, że kiedyś Rosja na drodze sądowej, może wyprocesować sobie monstrualne odszkodowania od tego kraju. Tak było i teraz premier Belgii zażądał gwarancji od pozostałych krajów UE gwarancji, że w przyszłości będą partycypować proporcjonalnie do swojej zamożności w ewentualnych odszkodowaniach dla Rosji. Ponieważ nie było na to zgody, kraje członkowskie zdecydowały o tym ,że w ich imieniu Komisja Europejska pożyczy w ciągu 2 lat na rynkach finansowych w kolejnych transzach 90 mld euro i przekaże je Ukrainie rozpoczynając od II kwartału 2026 roku, po 45 mld euro w każdym roku.

 

3. Pożyczka jest oparta o tzw. instrument elastyczności zawarty w unijnym budżecie na lata 2021-2027, wynoszącym obecnie po około 1,4 mld euro rocznie, przy czym kraje UE zobowiązały się do spłaty odsetek, w tej sytuacji wspomniana pożyczka dla Ukrainy jest nieoprocentowana. Spłata pożyczki ciąży na Ukrainie, tyle tylko źródłem tej spłaty mają być reparacje uzyskane od agresora, czyli Rosji, ale jest jasne, ze w sytuacji kiedy tych reparacji, nie uda się od Rosji uzyskać, spłacać ją będą kraje członkowskie, które się na nią zgodziły, a źródłem tej spłaty będzie unijny budżet. Ponieważ aż trzy kraje ( Węgry, Słowacja i Czechy), wyłamały się z gwarantowania zwrotu tej pożyczki, to ewentualne spłaty z unijnego budżetu, będą dotyczyły środków, które znajdują się w kopertach narodowych pozostałych 24 krajów członkowskich. Ponieważ udział Polski w unijnym PKB, stanowi stanowi około 5%, w takim wymiarze partycypowałaby w tej spłacie, co oznacza , że w przypadku zwrotu samego kapitału, oznaczałoby obciążenie wynoszące około 4,5 mld euro.

 

4. Premier Tusk się na to wszystko zgodził, ale dziennikarzom próbował tłumaczyć, że kraje unijne postanowiły, że źródłem spłaty ukraińskiej pożyczki, będą rosyjskie aktywa zamrożone w Belgii, tyle tylko, że takiego postanowienia nie było i nie ma go w konkluzjach szczytu. Dziennikarze Polsatu News i TV24 wykazali premierowi Tuskowi, że nie bardzo wie na co się zgodził, co na tyle wyprowadziło go z równowagi, że zaatakował ich tym, że posługują się rosyjską narracją. A swoją drogą, premier nie rozumiejący, że jego decyzja na Radzie Europejskiej udzielenia gwarancji ukraińskiej pożyczce, może kosztować Polskę około 4,5 mld euro, tylko potwierdza, że nie powinien już dłużej piastować tej funkcji.

1. Wczoraj w ramach pytań w sprawach bieżących klub Prawa i Sprawiedliwości, zgłosił pytanie dotyczące wzrostu cen energii elektrycznej od 1 stycznia 2026 roku, na które odpowiadał wiceminister Konrad Wojnarowski z ministerstwa energii. Ku zaskoczeniu posłów na sali sejmowej,wiceminister stwierdził, ni mniej ni więcej, tylko, że od 1 stycznia przyszłego roku ceny energii elektrycznej spadną, choć jest już jasne ,że wzrosną i to o około 10%. Rząd „przymusił” spółki energetyczne, będące spółkami Skarbu Państwa, żeby złożyły wnioski taryfowe, które chociaż symboliczne, pozwolą Urzędowi Regulacji Energetyki ustalić na rok 2026 cenę energii elektrycznej na poziomie niższym niż obecna „mrożona” na poziomie 500 zł/MWh.

 

2. I tak się stało, wczoraj URE ogłosiło, że taryfy na energię elektryczną na rok 2026, zostały zatwierdzone na poziomie 495 zł/MWh, czyli o zaledwie o 1% niższą ,niż ta mrożona na ten rok, ale w związku z licznymi opłatami dodatkowymi zawartymi w cenie energii od 1 stycznia, wzrosną one o ok. 10%. Co więcej „przymuszanie” przez ministra Aktywów Państwowych spółek energetycznych do złożenia odpowiednio przygotowanych wniosków taryfowych, oznacza poniesienie strat przez te spółki. I rzeczywiście w związku z tym ,że to spółki giełdowe, to wczoraj ogłosiły one komunikaty adresowane do akcjonariuszy o tym ,że z tego tytułu poniosą straty, które szacunkowo łącznie, sięgną w roku 2026 prawie 1 mld zł. Polska Grupa Energetyczna wstępnie oszacowała te straty na poziomie 560 mln zł, Tauron S.A na poziomie 160 mld zł , a Enea S.A na poziomie prawie 180 mln zł i wszystkie one utworzą rezerwy odpowiadające wielkościom tych przewidywanych strat. A więc nie ulega wątpliwości, że za pomysły ministra aktywów i ministra energii wymuszające na spółkach energetycznych wnioski taryfowe, powodujące straty spółek, zapłacimy niższymi wpłatami podatku dochodowego, niższymi poziomami wypłacanej dywidendy , a akcjonariusze zapewne spadkami wartości akcji.

 

3. Jednocześnie rządząca koalicja już od blisko 2 miesięcy mrozi w sejmowej zamrażarce, prezydencki projekt ustawy umożliwiający obniżenie cen energii elektrycznej o przynajmniej 30%. Projekt prezydencki przygotowany przez jego zaplecze eksperckie jest oparty na 4 filarach, przy czym ten pierwszy- to likwidacja kilku opłat wchodzących w skład rachunków za energię elektryczną: opłaty OZE, mocowej, kogeneracyjnej i przejściowej, drugi- ograniczenie kosztów tzw. zielonych i niebieskich certyfikatów, trzeci- obniżenie opłat dystrybucyjnych i czwarty- to obniżka stawki podatku VAT obciążającej sprzedaż energii z obecnych 23% do najniższej wynoszącej 5% . Jak wyjaśniła ekspertka pracująca przy tym projekcie Wanda Buk, mimo tego, że zawiera on propozycje, których wartość jest szacowana w przedziale 11-14 mld zł rocznie, to powinien on być obojętny dla budżetu państwa, bo koszty te powinny zostać pokryte z dochodów ze sprzedaży certyfikatów ETS. Dochody z tego tytułu w 2024 roku wyniosły ok 4 mld euro, a więc ponad 16 mld zł i jak należy się spodziewać w kolejnych latach, powinny być jeszcze wyższe, a 80-90% wpływów z nich, przeznaczane byłoby na pokrycie finansowych konsekwencji obniżek cen energii elektrycznej w Polsce.

 

4. Jak oszacowano w Kancelarii Prezydenta wprowadzenie rozwiązań zawartych w projekcie ustawy w przypadku gospodarstwa domowego zużywającego roczne około 2 MWh energii, oszczędność będzie wynosiła około 800 zł. Przy czym ponieważ rozwiązania przedstawione przez prezydenta, nie polegają tak jak tarcze energetyczne na mrożeniu cen, a na obniżaniu kosztów wytwarzania energii, to jeżeli gospodarstwo domowe będzie zużywało mniej, oszczędność ta będzie mniejsza, niż wspomniane 800 zł, a w przypadku zużycia większego, będzie po prostu większa. Oszczędności będą dotyczyły co niezwykle ważne ,także wszystkich innych podmiotów korzystających z energii elektrycznej w tym przede wszystkim przedsiębiorców i wyniosą mniej więcej 1/3 do tej pory ponoszonych na ten cel ich wydatków. W uzasadnieniu tego projektu pokazano także zróżnicowanie korzyści dla poszczególnych rodzajów podmiotów w zależności od rodzaju taryfy po jakiej rozlicza zużytą energie elektryczną , dla gospodarstw domowych ta obniżka wynosiłaby ponad 35% dla firm produkcyjnych w tym energochłonnych o blisko 30%, dla małych i dużych punktów usługowych o około 25%.

 

5. Niestety i w tym przypadku widać, że rząd postawił na wojnę z prezydentem, a nie na działanie na rzecz Polaków, w konsekwencji od 1 stycznia będziemy mieli do czynienia ze średnią podwyżką cen energii elektrycznej w wysokości 10%, a nie z jej obniżką o ponad 30%. Ba okazuje się, żeby ta podwyżka od 1 stycznia, wyniosła „tylko” 10% , trzeba było „przymusić” spółki energetyczne, żeby zaniżyły propozycje taryfowe na rok następny do tego stopnia ,że poniosą straty, szacowane wstępnie na ok. 1 mld zł w roku 2026. A już do tej pory Polska należy do tych krajów UE, które mają najwyższe ceny energii elektrycznej ( razem z Danią jesteśmy liderami tego niechlubnego rankingu) i w konsekwencji np. już przynajmniej kilkadziesiąt firm z kapitałem zagranicznym, funkcjonujące w Polsce od 20-30 lat, właśnie w tym roku podjęły decyzje o wyprowadzce swoje działalności z naszego kraju.

1. Wczoraj w Sejmie koalicja 13 grudnia prowadziła wręcz szalone ataki na prezydenta Karola Nawrockiego, najpierw przy okazji I czytania projektu ustawy o rynku kryptoaktywów, a później przy okazji debaty nad prezydenckim wetem do ustawy o ochronie zwierząt. Wprowadzenie przez rząd Tuska do porządku obrad Sejmu ponownie projektu ustawy o rynku kryptoaktywów w tym samym kształcie, jak ta zawetowana wcześniej przez prezydenta Nawrockiego jest w oczywisty sposób prowokacją wobec głowy państwa. Zwłaszcza, że jak informował osobiście i wręcz z dumą premier Tusk po posiedzeniu rządu, który ponownie przyjął ten projekt ustawy, nie zmieniono w nim, nawet ani przecinka, czy kropki.

 

2. A przecież przypomnijmy, obszerne uzasadnienie weta przedstawione na poprzednim posiedzeniu Sejmu przez prezydenckiego ministra Zbigniewa Boguckiego, zawierało wiele zastrzeżeń, ale te najistotniejsze dotyczyły trzech obszarów: jest to projekt daleko wychodzący poza unijne rozporządzenie MiCA, a więc złamanie zasady UE+0, wprowadzone opłaty za nadzór mają charakter przychodowy i są na poziomie najwyższym w Europie, wszystkie decyzje administracyjnie ograniczające działania podmiotów na rynku kryptoakywów, powinny być pod kontrolą sądów, a niestety w przedłożeniu rządowym, tak nie jest. Niestety na te zastrzeżenia przedstawione przez ministra Boguckiego, reakcji rządu nie było, obecny na posiedzeniu komisji finansów publicznych wiceminister finansów w ogóle się do nich nie ustosunkował , co więcej bronił obszerności projektu ustawy, która ma ponad 100 stron, podczas regulująca ten rynek, ustawa czeska, tylko 14 stron.

 

3. Co więcej podczas swojego wystąpienia w Sejmie, minister Bogucki w imieniu prezydenta Nawrockiego, złożył deklarację o chęci współpracy z rządem nad szybkim wspólnym przygotowaniem projektu ustawy o rynku kryptowalut, uwzględniającym przynajmniej główne zastrzeżenia prezydenta i zapowiedział, że jeżeli się to nie uda, to prezydent w ciągu najbliższych 2-3 tygodni, przedstawi własny projekt w tej sprawie. Forsując ten sam projekt ustawy jeszcze raz, rząd Tuska potwierdził, że takiej wspólnej pracy nad projektem nie chce, ba nie będzie także czekał na projekt prezydencki i jak można się spodziewać już na tym posiedzeniu Sejmu, rządząca większość, przyjmie projekt rządowy, także bez żadnych poprawek. A więc na wyraźnie wyciągniętą do współpracy rękę prezydenta Nawrockiego reprezentowanego w tym przypadku przez ministra Boguckiego, premier Tusk wyciąga rękę, niestety z zaciśniętą pięścią, koalicja 13 grudnia chce kolejnego prezydenckiego weta, żeby na początku nowego roku, znowu robić awanturę w Sejmie i próbować to weto odrzucić.

 

4. Ale to nie wszystko, także wczoraj koalicja 13 grudnia urządziła w Sejmie wręcz spektakl nienawiści wokół prezydenckiego weta dotyczącego uchwalonej wcześniej, ustawy o ochronie zwierząt. Ten blisko dwugodzinny spektakl z użyciem wniesionych na salę sejmową plansz pokazujących psy na łańcuchu, posłowie koalicji 13 grudnia prowadzili, mimo tego ,że razem z wetem prezydent przesłał do Sejmu projekt ustawy „zdejmujący” łańcuchy z psów, ale jednocześnie zwalniający właścicieli psów z budowy dla nich obszernych i drogich kojców. Mimo tego, że minister Bogucki oferował intensywną pracę nad tym projektem, co więcej zasugerował możliwość skrócenia vacatio legis do dwóch -trzech miesięcy, w sytuacji kiedy ta zawetowana, miała wejść w życie dopiero za rok, to jednak koalicja 13 grudnia, odrzuciła te propozycje.

 

5. Te obydwie sytuacje związane z prezydenckimi wetami potwierdzają, że koalicja 13 grudnia, a także rząd który ona popiera, są nastawione na wojnę z prezydentem i to prowadzoną przy użyciu wszelkich metod, nawet tych niegodziwych. Ta wojna ma na celu osłabianie ośrodka prezydenckiego, ale także odwracanie uwagi od rzeczywistych problemów Polaków takich jak na przykład, przedświąteczna drożyzna, dramatyczna sytuacja w ochronie zdrowia, czy gwałtownie rosnące bezrobocie, szczególnie wśród ludzi młodych do 25 roku życia.