Aż 2/3 ceny prądu w Polsce to obciążenia unijne

  1. Jak poinformował wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin w wywiadzie dla „ Polska Times.pl”, w obecnych cenach prądu aż 2/3 stanowią koszty wynikające z unijnej polityki klimatycznej.

Aż 59% ceny energii elektrycznej to koszty uprawnień do emisji CO2, których obecne ceny przekroczyły 90 euro za tonę emisji, kolejne 8% to koszty obowiązków związanych ze wspieraniem Odnawialnych Źródeł Energii (OZE) i efektywności energetycznej.

Zaledwie 2% to marża dla sprzedającego i akcyza, więc nawet obniżenie tej ostatniej do 0% na co zdecydował się rząd od stycznia przyszłego roku w niewielkim stopniu może wpłynąć na obniżenie ceny energii.

Podwyżki cen prądu ogłoszone przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) dla odbiorców indywidualnych średnio o 24% w roku 2022, w dużej mierze wynikają więc z unijnej polityki klimatycznej.

Jednak po wprowadzeniu rozwiązań osłonowych przez rząd 0% akcyzy i zmniejszenie podatku VAT z 23% do 5%, ceny te dla odbiorców indywidualnych mają wzrosnąć średnio tylko o 7%.

 

  1. Trzeba przy tym wyjaśnić, że w latach 2021-2023 w ramach unijnego handlu emisjami CO2, Polska otrzyma średniorocznie około 105 mln ton pozwoleń, z tego 40 mln ton udostępni nieodpłatnie firmom wytwarzającym energię elektryczną i ciepło, a pozostałe 65 mln ton sprzeda na aukcjach (średnioroczne zapotrzebowanie naszego kraju na pozwolenia na emisję CO2 to ok. 170 mln ton).

Dochody z tej sprzedaży są dochodami budżetu ale są to tzw. środki znaczone, a więc będą mogły być wydatkowane tylko i wyłącznie na przedsięwzięcia związane z „zieloną energetyką”.

Brakujące średniorocznie 65 mln ton uprawnień do emisji CO2, polska szeroko rozumiana energetyka, będzie musiała kupić na którejś z dwóch giełd (niemieckiej EEX w Lipsku, albo ICE w Londynie) po bieżących cenach (zapewne już nie niższych niż 90 euro za tonę).

Koszty tych zakupów to średniorocznie około 27 mld zł i takie pieniądze wypłyną corocznie z naszej energetyki zmniejszając jej możliwości inwestycyjne, a tym samym transformację energetyczną, która jest przecież głównym celem unijnej polityki klimatycznej.

W ten sposób konsekwencje tak gwałtownego wzrostu cen uprawnień na emisję CO2, w znaczący sposób obciążając wytwarzających energię elektryczną tak wysokimi kosztami, że wręcz uniemożliwiają im transformację energetyczną.

 

  1. Przypomnijmy także, że na tak radykalny system europejskiej polityki klimatycznej, najpierw jesienią 2008 roku zgodził się premier Donald Tusk na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli (wtedy jeszcze możliwe było weto w tej sprawie).

Wtedy właśnie zapadła jego zgoda na słynne 3x20 w tym redukcję o 20 proc. emisji CO2 do roku 2020, jeszcze poważniejsze negatywne skutki dla Polski miało wyrażenie zgody na zmianę bazy redukcji CO2 z roku 1990 na rok 2005 a także na obowiązkowy handel uprawnieniami do emisji dla wytwarzających energię elektryczną, który zaczął obowiązywać od 1 stycznia 2013 roku.

Jeszcze radykalniejsze rozwiązania zaproponowała KE w polityce klimatycznej w 2014 roku, Tusk wtedy jeszcze jako premier zdając sobie sprawę, że ich przyjęcie uderzy w Polskę jeszcze mocniej niż porozumienie z 2008 roku, dwukrotnie prosił o przełożenie debaty nad tymi zmianami na posiedzeniu Rady Europejskiej w marcu i w czerwcu 2014, na jesień tego roku.

 

  1. Pod koniec października 2014 roku na posiedzenie RE, kierowanej już wtedy przez nowego przewodniczącego Donalda Tuska, pojechała nowa premier Ewa Kopacz i zupełnie nieprzygotowana zgodziła na kolejne restrykcje (między innymi ograniczenie emisji CO2 o 43 proc. Do 2030), ale przede wszystkim na wprowadzenie tzw. Rezerwy Stabilizacyjnej.

Rezerwa to zdjęcie z rynku 900 mln ton pozwoleń na emisję, co już wówczas zostało nazwane przez polski Senat para-podatkiem dla polskich wytwórców energii elektrycznej i jest poważnym powodem gwałtownego wzrostu ich cen.

Drugim powodem jest fakt, że pozwolenia na emisję od stycznia 2018 roku stały się instrumentem finansowym, a tym samym w handlu nimi bierze udział szeroko rozumiany sektor finansowy, a pozwolenia na emisję stały się przedmiotem powszechnej spekulacji.

Ponadto także wtedy w roku 2014 wprowadzono zmianę w handlu emisjami ETS na lata 2021-2030, polegającą na corocznej redukcji puli uprawnień na rynku o 2,2 proc., co oznacza w każdym roku zmniejszenie ich ilości, a tym samym kolejny powód do windowania ich cen.

 

  1. Wtedy ówcześnie rządzącym wydawało się, że akceptują rozwiązania, które szybko nie przełożą się na ceny energii elektrycznej w Polsce, choć znamienne było przejęzyczenie premier Kopacz, która po powrocie z Brukseli na konferencji prasowej w październiku 2014 roku powiedziała, że ceny energii elektrycznej w Polsce w 2020 roku wzrosną i dopiero po poprawieniu jej przez ówczesną rzecznik rządu, powiedziała że nie wzrosną.

Wzrosły i to wyraźnie i tylko działania osłonowe prowadzone przez rząd zarówno w 2020 roku jak i te zapowiedziane ostatnio powodują, że ten wzrost cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych będzie ostatecznie niższy.