- W ostatni czwartek, w dzień rozpoczęcia wypłat 14. emerytury, prezes PSL-u i poseł Władysław Kosiniak-Kamysz, wystąpił w programie Polsat News „Gość Wydarzeń”, stwierdzając między innymi, że wypłata tego świadczenia „to są kpiny”.
Sugerował przy okazji, że spadek relacji pomiędzy wysokością przeciętnego świadczenia, a przeciętnym wynagrodzeniem z 60% za rządów PO-SL do blisko 50% obecnie jest winą obecnego rządu, choć jako paroletni minister pracy i polityki społecznej powinien wiedzieć, że to rezultat reformy emerytalnej rządu Jerzego Buzka, obecnie reprezentującego Platformę.
Otóż w 1999 roku, system emerytalny w Polsce, został tak zreformowany, że dotychczasowy system zdefiniowanego świadczenia (solidarność międzypokoleniową), zastąpiono systemem zdefiniowanej składki (ile uzbierasz składki na swoim koncie w ZUS i w tzw. II i III filarze kapitałowym), taką będziesz miał w przyszłości emeryturę.
W wyniku właśnie tej reformy maleje tzw. stopa zastąpienia czyli relacja pomiędzy wysokością świadczenia, a ostatnim wynagrodzeniem, bowiem emerytura w obecnym systemie zależy więc przede wszystkim od kwoty zgromadzonej składki przez każdego ubezpieczonego, więc los tych mniej zamożnych emerytów państwo może tylko poprawić, corocznymi podwyżkami minimalnych świadczeń, wysokością waloryzacji, oraz wypłatą dodatkowych świadczeń, tak jak obecna 13. i 14. emerytura.
- Ale poseł Kosiniak-Kamysz wypowiadający się krytycznie o 13. i 14. emeryturze, a także niedostatecznej waloryzacji świadczeń, prezentuje wręcz niezwykłą zuchwałość i bezczelność, która ludziom pamiętającym jego udział w podniesieniu wieku emerytalnego i zabraniu z OFE ponad 150 mld zł, musi dosłownie zapierać dech w piersiach.
Przypomnijmy, że w październiku 2018 portal TVP Info ujawnił, że podczas rozmów w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, ówczesny minister w rządzie Donalda Tuska-Paweł Graś, tak mówił do biznesmena Jana Kulczyka „jak praktycznie, kurczę, na to popatrzysz spokojnie, to Kosiniak-Kamysz przeprowadził dwie najgorsze historie w wolnej Polsce, podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat i zabranie z OFE ponad 150 mld zł”.
To sformułowanie „dwie najgorsze historie w wolnej Polsce”, będą już zawsze ciążyć na karierze Kosiniaka-Kamysza, bo obydwie bardzo mocno uderzyły w interesy przeciętnego Kowalskiego i to bardzo niespodziewanie, bo w kampanii wyborczej na jesieni 2011 roku zarówno Platforma jak i PSL, zaprzeczały, że mają takie zamiary.
- Ówczesny minister Kosiniak-Kamysz, polityk PSL-u prezentujący z trybuny sejmowej projekt ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego kobiet o 7 lat i mężczyzn o 2 lata, a kobiet pracujących w rolnictwie aż o lat 12 i mężczyzn o lat 7, to był naprawdę żałosny widok.
Byłem wtedy posłem do polskiego Sejmu, siedziałem na sali sejmowej, słuchałem wystąpienia ministra i nie mogłem się nadziwić, jak młody człowiek dopiero zaczynający karierę polityka (Kosiniak-Kamysz nie był jeszcze wtedy posłem), jak członek partii, która ponoć miała bronić interesów rolników, jest w stanie uzasadniać zmiany w prawie, wydłużające okres pracy dla rolniczek aż o lat 12, a rolników o lat 7.
Bez żadnych zahamowań jednak to zrobił, tylko dzięki głosom posłów PSL-u, ta ustawa uzyskała większość, wiek emerytalny podniesiono i dopiero zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy i nowy rząd premier Beaty Szydło (Morawiecki był wtedy wicepremierem) oraz prezydent Andrzej Duda, przywrócili niższy wiek emerytalny.
- Podobnie było ze środkami z Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), na jesieni 2013 roku, broniąc się przed przekroczeniem przez dług publiczny konstytucyjnego progu 60% PKB, za co groziłby premierowi i ministrowi finansów Trybunał Stanu, rząd PO-PSL zdecydował o przeniesieniu części obligacyjnej z OFE do ZUS (wtedy była to kwota około 153 mld zł).
Oszczędzający w OFE do tej pory są przekonani, że „ukradziono” ich pieniądze z OFE, zresztą ten ruch był ciosem w utworzony reformą 1998 roku dwufilarowy system zabezpieczenia społecznego.
I znowu projekt ustawy w tej sprawie przedstawiał w Sejmie minister Kosiniak-Kamysz, uzasadniając go dobrem ubezpieczonych w OFE, choć wszystkim wiadomo było, że jedynym powodem, jest katastrofalny stan finansów publicznych.
Oprócz „okradzenia” ubezpieczonych w OFE, ta tzw. reforma miała i ten wysoce negatywny skutek, że podważyła zaufanie do dodatkowego oszczędzania na emeryturę, ponieważ ludzie przestali wierzyć, że pieniądze zgromadzone w filarze kapitałowym, są ich własnością.
Ten brak zaufania do oszczędzania na emeryturę w formie dodatkowych ubezpieczeń, kładzie się do tej pory cieniem na rozwoju tego rodzaju dodatkowego zabezpieczenia emerytalnego, mimo zachęt finansowych oferowanych przez obecny rząd.
Człowiek, który przeprowadził „dwie najgorsze historie w wolnej Polsce”, jak to „zgrabnie” ujął Paweł Graś, kosztem właśnie środowiska emeryckiego, mówiący teraz o 14. emeryturze, że to kpiny, to jest jednak prezentacja takiego poziomu zuchwałości i bezczelności, że dosłownie zapiera to dech w piersiach.