- Wczoraj na jednym z portali społecznościowych przewodniczący Platformy Donald Tusk wezwał swoich zwolenników na 4 czerwca o godz. 12 do Warszawy na marsz jak to określił we wpisie „przeciwko, drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską”.
Tusk pisze także, „że dziękuje za wsparcie, ale pocieszenia mu nie trzeba”, więc wygląda na to, że jest to jego reakcja na przegłosowaną dzień wcześniej w Sejmie ustawę o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczpospolitej Polskiej w latach 2007-2022.
Niepokój o losy Tuska w związku z uchwaleniem tej ustawy, wyrazili na portalach społecznościowych jego najbliżsi współpracownicy, na przykład poseł Marcin Kierwiński napisał tak „PiS przyjął ustawę, której jedynym celem jest eliminacja D. Tuska z polityki”.
Czyżby wszyscy oni, tak bezpardonowo atakujący tę ustawę, wiedzieli coś więcej o działaniach Tuska na rzecz Rosji z okresu kiedy był premierem i to takiej wagi, że mogą go wyeliminować z polityki?
- Ale zwołanie tej manifestacji w Warszawie przez Tuska jest z jednej strony przyznaniem się do porażki jeżeli chodzi o skuteczność jego spotkań ze zwolennikami w poszczególnych województwach, z drugiej natomiast wybór jego terminu na 4 czerwca, to przypomnienie swojej znaczącej roli w obaleniu rządu Jana Olszewskiego.
Na początku rządów Zjednoczonej Pawicy już w grudniu 2015 roku ówczesny lider Platformy Grzegorz Schetyna ogłosił swoją partię „opozycją totalną” i sformułował strategię walki z rządem, którą określił „ulica i zagranica”.
Ale po paru latach organizacji przez Platformę i związane z nią różne zaprzyjaźnione stowarzyszenia, manifestacji ulicznych, „ulica się wypaliła”, na kolejne protesty przychodziło coraz mniej osób, aż w naturalny sposób, one wygasły.
Wydawało się więc, że skutecznym sposobem na aktywizację zwolenników będzie objazd kraju przez Tuska i innych polityków Platformy i mimo tego, że liczne spotkania z wyborcami, odbyły się one w kilku województwach, to notowania tej partii utrzymują się na poziomie 25-27% poparcia.
Organizacja manifestacji w Warszawie jest więc zakwestionowaniem skuteczności tych spotkań i powrotem do realizacji wcześniejszej strategii związanej „z ulicą”, choć jej realizacja przez kilka lat także notowań Platformie nie poprawiła.
- Należy w tym miejscu przypomnieć, że 4 czerwca przypada 31. rocznica odwołania rządu Jana Olszewskiego, pierwszego rządu, który został wyłoniony po w pełni wolnych wyborach parlamentarnych, które odbyły się jesienią 1991 roku.
Donald Tusk wtedy jako lider Kongresu Liberalno- Demokratycznego, brał w tym obalaniu rządu J. Olszewskiego czynny udział, do historii przeszła jego wypowiedź zarejestrowana na słynnym filmie „Nocna zmiana” w jednym z sejmowych gabinetów, gdzie zebrali się liderzy partii uczestniczących w tej akcji „Panowie policzmy głosy”.
I policzyli, znamienne jest zdjęcie z finału tej akcji, kiedy na sali plenarnej Sejmu Jarosław Kaczyński jako lider Porozumienia Centrum, ma podniesioną rękę w głosowaniu przeciw wnioskowi o odwołanie rządu, a obok siedzący Tusk, tego rządu nie broni, głosując za jego odwołaniem razem z Unią Demokratyczną, SLD i PSL-em.
Właśnie w 31. rocznicę tych swoich niezwykle „patriotycznych” działań, Tusk ściąga do Warszawy swoich zwolenników i będzie maszerował, jak to sam określił „przeciwko kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną Polską”.
Nie sądzę, żeby w ten sposób Tusk chciał „uczcić” swój udział w tej haniebnej akcji, odwołania pierwszego demokratycznego rządu w Polsce po roku 1989, raczej czuje, że ziemia zaczyna mu się palić pod stopami, bo wygrana w nadchodzących wyborach parlamentarnych jest coraz bardziej iluzoryczna, a przecież taką misję otrzymał odchodząc z Brukseli.