- Od kilku tygodni na portalach społecznościowych pojawiają się informacje dotyczące wysokości rachunków za energię elektryczną i gaz, po tym jak 1 lipca tego roku, zostanie zniesiony przez rząd Tuska mechanizm mrożenia cen prądu, gazu i tzw. ciepła systemowego. Chodzi o konkretnych odbiorców energii elektrycznej i gazu, dla których dystrybutorzy mają obowiązek przedstawić prognozy wysokości opłat za nośniki energii w II połowie tego roku. Te prognozy wysokości rachunków za wspomniane nośniki energii są o kilkadziesiąt procent wyższe od tych płaconych do tej pory i to mimo tego, że rząd pod presją opinii publicznej, przygotował ustawę, która ma złagodzić skutki podwyżek cen prądu i deklaruje, że podobne rozwiązania będą dotyczyły także cen gazu.
- Już od dłuższego czasu było jasne, że mrożenie cen nośników energii: prądu, gazu i ciepła systemowego, obowiązujące do końca czerwca tego roku, nie będzie przedłużone na kolejne pół roku, ale politycy rządzącej koalicji, nie chcieli mówić tego wprost najpierw przed wyborami samorządowymi, a teraz także europejskimi. Ale czasami politykom koalicji coś się wyrywało, tak było w przypadku przewodniczącej klubu parlamentarnego Lewicy, Anny Marii Żukowskiej, która w wywiadzie prowadzonym przez redaktora Rymanowskiego w Polsat News, niespodziewanie wypaliła „ uwalnianie cen energii w lipcu jest lepsze, niż w sezonie grzewczym, bowiem zanim się Polacy zorientują, o ile tak naprawdę ceny urosły, minie pół roku”. A więc konkretny plan rządzącej koalicji był taki, uwalniamy ceny energii w lipcu, bowiem jeżeli przyjdą znacznie wyższe rachunki za energię w okresie grzewczym, to minie pół roku, a to będzie już po wyborach zarówno do samorządu jak i Parlamentu Europejskiego, więc negatywną wyborców, nie należy się specjalnie przejmować. Ale nie tylko poseł Żukowska się zawiodła, zawiedli się politycy całej obecnej większości, tworzącej rząd, bo firmy dystrybuujące energię i gaz, oprócz wystawiania rachunków bieżących w swoim systemie informatycznym, muszą przedstawiać prognozy tych rachunków dla poszczególnych odbiorców na II połowę roku i te prognozy właśnie powodują wręcz panikę u odbiorców.
- W Sejmie wprawdzie jest procedowana ustawa, która ma ograniczyć poziom wzrostu cen za prąd, która wprowadza także tzw. bon energetyczny dla mniej zamożnych gospodarstw domowych, ale tak naprawę jest ona „małym plasterkiem na rozległą ranę”, jaka powstanie od 1 lipca, kiedy ustanie obecne obowiązujące do połowy roku mrożenie cen nośników energii. Ba rząd zapowiada także podobną dotyczącą cen gazu tyle tylko, że zostało na to wszystko zaledwie 1,5 miesiąca, z koniecznością rozpatrzenia ustawy przez Sejm ,Senat, i podpisem prezydenta (który ma na to 21 dni) oraz decyzjami Urzędu Regulacji Energetyki, który musi zatwierdzić nowe ceny powstałe na skutek tych regulacji prawnych. Niestety wszystkie te ewentualne procedury osłonowe nie obejmują małych i średnich przedsiębiorstw, co oznacza, że te podwyższone o kilkadziesiąt procent ceny prądu i gazu odpowiednio podwyższą koszty produkowanych przez nie wyrobów i świadczonych usług, a to znajdzie swój wyraz w kolejnej fali podwyżek cen w zasadzie wszystkiego. Dlatego NBP przewiduje w II połowie roku wyraźny wzrost inflacji, w III kwartale nawet do 7-8%, co oznacza, ze do końca roku RPP nie obniży stóp procentowych, a to z kolei będzie negatywnie wpływało na wzrost gospodarczy.
- Wygląda więc na to, że wszyscy ci Polacy, którzy w kampanii wyborczej, dali się nabrać na obietnicę Tuska, „nic co dane, nie będzie zabrane”, doświadczą na własnych kieszeniach, skutków swojej łatwowierności. Prawo i Sprawiedliwość jest inicjatorem projektu obywatelskiego ustawy w sprawie zamrożenia cen nośników energii do końca tego roku ,jeżeli w ciągu najbliższych, kilku tygodni uda się pod nim zebrać kilkaset tysięcy podpisów, to być może otrzeźwi to posłów Platformy, Ruchu Hołowni, PSL-u i Lewicy i zdecydują się zamrozić ceny nośników energii na cały ten rok, tak jak to zaplanował jeszcze rząd Mateusza Morawieckiego.