1. Wczoraj w Parlamencie Europejskim odbyła się debata o unijnym budżecie na lata 2021-2027, przed nadzwyczajnym szczytem Rady zwołanym na 20 lutego przez nowego jej przewodniczącego Charlesa Michela.
Szef Rady Europejskiej (RE) przeprowadził przed tym posiedzeniem konsultacje z częścią premierów rządów krajów członkowskich, uczestniczył w nich także premier naszego kraju Mateusz Morawiecki, do wszystkich wysłał list podkreślający wagę rozpoczynających się intensywnych negocjacji.
W liście tym Charles Michel napisał „że każde odroczenie rozmów w sprawie budżetu spowodowałoby poważne problemy praktyczne i polityczne oraz zagroziłoby kontynuacji obecnych programów i polityk, a także uruchomienie nowych”.
Podkreślił także, „że ze zdrowym rozsądkiem i determinacją możemy zawrzeć umowę w sprawie unijnego budżetu, która przyniesie korzyści wszystkim Europejczykom, pod warunkiem jednak że wszystkie strony wykażą się gotowością do kompromisu”.
2. We wczorajszej debacie przedstawiciele w zasadzie wszystkich grup politycznych obecnych w PE, domagali się zwiększenia budżetu w stosunku do propozycji poprzednie KE przedstawionej w maju 2018 roku.
Przypomnijmy, że ówczesna KE zaproponowała cięcia w dwóch dotychczas największych politykach unijnych, polityce spójności o 10% i Wspólnej Polityce Rolnej o 15% oraz wyraźne zwiększenie wydatków na nowe priorytety- migracje, bezpieczeństwo i działania zewnętrzne UE.
Wydatki na migracje i zarządzanie granicami miałyby wzrosnąć ponad dwukrotnie (z 12,9 mld euro do 32,6 mld euro), wydatki na obronność do tej pory symboliczne miałyby wynieść 11,5 mld euro na Europejski Fundusz Obrony i 5,8 mld euro na mobilność wojskową.
Te propozycje zostały zakwestionowane na początku lutego tego roku, poprzez wspólne stanowisko 17 krajów UE należących do Grupy Przyjaciół Spójności, podjęte na spotkaniu w Portugalii.
3. Zabierałem głos w tej debacie i zwróciłem uwagę, że konieczne jest zwiększenie budżetu zarówno przez podniesienie składek członkowskich, likwidację istniejących rabatów, a być może również uruchomienie nowych źródeł dochodów własnych.
Zwróciłem uwagę, że kompromis w Radzie w tym zakresie jest możliwy ale pod warunkiem, że odejdziemy od negocjacji opartych na konstrukcji płatnicy netto, kontra beneficjenci netto, a weźmiemy także pod uwagę korzyści poszczególnych krajów UE wynikające z uczestnictwa we wspólnym rynku, a także przepływy kapitałowe.
Przypomniałem, że jak wynika z danych Eurostatu, płatnicy netto z reguły korzystają mocno z udziału we wspólnym rynku, np. Niemcy wpłacają do budżetu UE składkę w wysokości 0,88% DNB czyli ok. 27 mld euro rocznie, a ich korzyści z udziału we wspólnym rynku są szacowane na 5,22 DNB czyli ok.210 mld euro rocznie, dla Holandii te wskaźniki wynoszą odpowiednio 0,83 DNB czyli 8 mld euro i aż 9,46% DNB czyli 84 mld euro.
Ponadto kraje Europy Zachodniej osiągają inne korzyści z rozszerzenia UE, jedną z nich o których mało się mówi są dywidendy i odsetki od kapitałów na rachunkach bieżących i depozytów, co oznacza, że np. z mojego kraju Polski wypływa corocznie 25 mld euro.
4. Według innych danych od 2010 roku do 2016 roku Węgry, Polska, Czechy i Słowacja otrzymywały z budżetu UE od 2 do 4% swojego PKB, z kolei odpływ dochodów i zysków z tych krajów do Europy Zachodniej wynosił od 4 do 8% PKB, co dobitnie pokazuje, że tak naprawdę biedniejsze kraje Europy Środkowo-Wschodniej są dostarczycielem kapitału do krajów Europy Zachodniej.
Tę niekorzystna sytuację pogłębia jeszcze drenaż mózgów, młodzi ludzie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej wykształceni za duże publiczne pieniądze (lekarze, informatycy, inżynierowie) wyjeżdżają do krajów Europy Zachodniej i tam pracują, a ten ogromny transfer bogactwa nie jest odnotowywany w negocjacjach budżetowych, a przecież powinien.
Tylko wzięcie pod uwagę tych wszystkich przepływów (kapitałowych i ludzkich), daje moim zdaniem możliwość racjonalnej rozmowy o kształcie przyszłego budżetu UE i szansę na porozumienie wszystkich krajów członkowskich (wieloletni budżet UE, musi być przyjęty jednomyślnie).