- Wczoraj w Parlamencie Europejskim, głównie w sposób zdalny, odbyła się debata na temat tzw. Zielonego Ładu i planu inwestycyjnego z nim związanego, a przede wszystkim źródeł jego finansowania.
Ten plan inwestycyjny został przedstawiony przez Komisję Europejską jeszcze w styczniu tego roku i przewidywał łącznie uruchomienie w ciągu najbliższych 10 lat przynajmniej 1 biliona euro środków zarówno publicznych (z budżetu UE i budżetów państw członkowskich) ale także środków inwestorów prywatnych.
Ale miesiąc później rozpoczęła się pandemia koronawirusa i gospodarki krajów unijnych bardzo boleśnie już ją odczuły, w całej UE będziemy mieli do czynienia w 2020 roku ze spadkiem PKB, w niektórych krajach nawet powyżej 10%.
W tej sytuacji pojawiły poważne wątpliwości czy w tej sytuacji kiedy w najbliższych kilku latach poszczególne kraje będą skoncentrowane na odbudowie swoich gospodarek, realizacja inwestycji w ramach Zielonego Ładu w dalszym ciągu może być priorytetem.
- Zabierałem głos w tej debacie i zwróciłem uwagę, że wspomniany plan inwestycyjny musi więc przede wszystkim wspierać państwa i regiony o najtrudniejszym punkcie startowym i największych wyzwaniach transformacyjnych, powinien więc uwzględniać ich poziom zamożności mierzony wielkością PKB na głowę mieszkańca, a także wskaźnik ubóstwa energetycznego.
Podkreśliłem, że w takiej sytuacji jest mój kraj Polska, którego potrzeby inwestycyjne związane z obecnym celem redukcyjnym są szacowane na ok. 240 mld euro i to tylko do roku 2030 i są dwukrotnie wyższe od średniej unijnej.
W tej sytuacji redukcja Funduszu Sprawiedliwiej Transformacji, który ma wspierać „zielone inwestycje” z przewidywanych przez Komisję 40 mld zł do zaledwie 17,5 mld zł zawartych w budżecie jest w najwyższym stopniu niepokojąca, po prostu środki w takiej wysokości są przysłowiową „kroplą w morzu potrzeb”.
Zwróciłem także uwagę, że jeżeli chcemy zrealizować cele Zielonego Ładu musimy z jednej strony szanować elastyczność wyboru drogi transformacji dokonanej przez poszczególne kraje, z drugiej dopuścić wszystkie dostępne technologie produkcji energii w zakresie atomu, słońca, wiatru, wodoru ale także gazu ziemnego, który jest paliwem pomostowym w procesie odejścia od węgla w energetyce.
Podsumowując, tylko takie podejście daje szansę, że realizacja Zielonego Ładu wytrzyma próbę czasu i nie będzie skutkowała wprowadzeniem poszczególnych krajów UE na ścieżkę różnych prędkości rozwoju gospodarczego i społecznego.
- Te wszystkie wątpliwości są tym bardziej zasadne, ponieważ Parlament chce podwyższenia celów do 55% już do roku 2030, co oznacza, że przewidywane wcześniej roczne wydatki na realizację Zielonego Ładu w wysokości 240 mld euro dla całej UE, będą musiały ulec podwyższeniu jak szacuje sama Komisja o kolejne od 62 do 102 mld euro rocznie.
Zakładając nawet, że tego rodzaju inwestycje będą przyciągać kapitał prywatny (przy emisjach przez różne kraje tzw. zielonych obligacji z reguły popyt na nie zdecydowanie przewyższa podaż), to jednak zadłużanie się poszczególnych krajów UE, będzie coraz trudniejsze.
Przewidywany przez Komisję wzrost deficytów sektora finansów publicznych we wszystkich krajach UE, a w konsekwencji także długu publicznego, który w wielu krajach zdecydowanie przekracza 100% PKB, co powoduje że średnia dotycząca długu publicznego dla wszystkich krajów UE przekroczy w tym roku 100% PKB.
- Nie ma więc innego wyjścia jak uwzględnienie przez Komisję indywidualnej drogi transformacji energetycznej dokonywanej przez poszczególne kraje członkowskie, z wzięciem pod uwagę ich zamożności mierzonej poziomem PKB na jednego mieszkańca, a także wskaźnika tzw. ubóstwa energetycznego.
Bez tych rozwiązań realizacja Zielonego Ładu, może bardzo silnie zróżnicować ścieżki rozwojowe poszczególnych krajów członkowskich, a w konsekwencji spowodować problemy gospodarcze i niepokoje społeczne na dużą skalę.