- W ostatni czwartek Parlament Europejski przegłosował rezolucję przeciwko Polsce, która miała być rezultatem debaty z udziałem premiera Morawieckiego, a tak naprawdę została przygotowana przed jej rozpoczęciem, z dużym wkładem kłamstw pochodzących wprost od europosłów, wywodzących się z Platformy, Lewicy i PSL-u.
Nie odzwierciedla ona w żaden sposób dyskusji, która obyła się po blisko 35 minutowym wystąpieniu premiera Morawieckiego, nie ma w niej zresztą odniesienia do żadnej tezy, którą przedstawił szef polskiego rządu.
Ostatecznie za tą skrajnie antypolską rezolucją PE głosowało 502 posłów z grup: EPL, Lewicy, Liberałów, Zielonych i Komunistów (w tym niestety wszyscy europosłowie z Platformy, Lewicy i PSL-u), 153 było przeciw z EKR i ID i Fideszu, 16 wstrzymało się od głosu.
- Rezolucja ta, podobnie jak wszystkie rezolucje PE, nie ma mocy prawnej, zresztą europosłowie z Platformy, Lewicy i PSL-u, w ciągu ostatnich 6 lat (a więc w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce), głosowali już za kilkunastoma rezolucjami przeciwko Polsce ale tak skrajnej, żądającej od KE zablokowania dla Polski środków z Krajowego Planu Odbudowy, jeszcze do tej pory nie było.
W rezolucji kilkukrotnie używany jest termin nielegalny „Trybunał Konstytucyjny” (tak słowa Trybunał Konstytucyjny są umieszczane w cudzysłowie), co więcej użyte są tam stwierdzenia, że „nie tylko nie ma on mocy prawnej i niezależności”, ale także „nie jest uprawniony do dokonywania wykładni Konstytucji w Polsce”.
Rezolucja stwierdza, że rozstrzygnięcie Trybunału z 7 października 2021 (dotyczące wyższości Konstytucji RP nad prawem unijnym), podważa nadrzędność prawa UE, jako jedną z fundamentalnych zasad, zgodnie z utrwalonym orzecznictwem TSUE i stwierdza, że może to być niebezpieczny precedens.
Rezolucja zawiera także poparcie dla wszystkich polskich sędziów, którzy nadal stosują zasadę nadrzędności prawa UE i kierują sprawy do TSUE w trybie prejudycjalnym, co oznacza jawne już poparcie PE dla anarchizacji środowiska sędziowskiego w Polsce, w tym do kwestionowania statusu sędziów przez innych sędziów (takie przypadki zdarzają się niestety coraz częściej).
W rezolucji jest zawarte aż 6 propozycji różnego rodzaju postępowań i sankcji jakie powinna podjąć Komisja i Rada wobec Polski, w tym jak już wspomniałem wstrzymanie środków z KPO dla naszego kraju i to w zasadzie bezterminowo.
- W rezolucji aż roi się od kłamstw i półprawd dotyczących naszego kraju od tych najcięższych podważających legalność polskiego TK, czy podkreślających wyższość unijnego prawa nad Konstytucjami krajów członkowskich, po te mniejszej wagi, jak np. że 10 października protestowało ponad 100 tysięcy polskich obywateli.
Na jakiej podstawie PE może kwestionować legalność polskiego TK, czy też stwierdzać wyższość prawa UE nad Konstytucjami krajów członkowskich doprawdy nie wiadomo, wszak ta ostatnia sprawa jest aż nadto jasna.
Taki zapis znalazł się w tzw. Konstytucji UE, którą następnie odrzucili obywatele we Francji i w Holandii (w I połowie 2005 roku), w rezultacie czego wylądowała ona w koszu, a w Traktacie Lizbońskim już tej zasady nie zdecydowano się wpisać.
Ponadto wyrok polskiego TK z 7 października, nie podważa żadnego zapisu unijnych Traktatów, jak się sugeruje w rezolucji, a jedynie stwierdza, że jeżeli Komisja albo wspierający ją TSUE, będą wychodzić poza kompetencje im przyznane przez kraje członkowskie w Traktatach (ultra vires), to wtedy TK będzie takie rozstrzygnięcia blokował.
- Głosowanie przez wybranych w Polsce europosłów z PO, Lewicy i PSL-u nad dokumentem, który zawiera takie sformułowania, a także blokuje uruchomienie dla Polski środków z KPO, które miały być przeznaczenie na odbudowę gospodarek i systemów ochrony zdrowia po pandemii Covid19, wydawałoby się do tej pory, że jest rzeczą niewyobrażalną.
Teraz zapewne będą oni biegać po mediach i twierdzić, że oni nie chcą krzywdzić Polaków, bo te środki im się należą, ale chcą uderzyć w rząd Prawa i Sprawiedliwości i odsunąć go od władzy, ale to są przecież Himalaje hipokryzji.
Ta i poprzednie rezolucje przeciwko Polsce, przyjmowane przez ostatnie 6 lat przez lewicowo – liberalną większość w PE, to skutek ogłoszonej jeszcze jesienią 2015 roku przez ówczesnego przewodniczącego Platformy- Grzegorza Schetynę, strategii „ulica i zagranica” w ramach której do Brukseli i Strasburga politycy tej partii dostarczali dowolną ilość kłamstw i półprawd na temat sytuacji w naszym kraju.
Na wylewanie teraz „krokodylich łez”, że nie ma unijnych pieniędzy, bo winne są „rządy PiS-u”, Polacy nie powinni się już dać nabrać.