- Wczoraj królowa brytyjska Elżbieta II powierzyła misję tworzenia nowego rządu Borisowi Johnsonowi, którego dzień wcześniej członkowie Partii Konserwatywnej zdecydowaną większością głosów wybrali swoim szefem (uzyskał 66,4% głosów z blisko 160 tysięcy członków, przy frekwencji 87,4%).
Johnson ją przyjął i udał się z Pałacu Buckingham do swojej siedziby na Downing Street 10, gdzie zgodnie ze zwyczajem, wygłosił swoje pierwsze przemówienie do Brytyjczyków.
Zaczął je co znamienne od zapewnienia Brytyjczyków, że „W. Brytania wyjdzie z Unii Europejskiej, nadszedł bowiem czas na działanie, na podejmowanie decyzji, na odważne przywództwo”.
Stwierdził także, że „jest gotowy zawrzeć nową umowę z UE” jak to zgrabnie ujął „bez problemu granicy w Irlandii” ale podkreślił także ,że „jest gotowy na odmowę negocjacji przez Brukselę” i zaraz mocno podkreślił, że „wtedy W. Brytania wyjdzie bez umowy”.
Przy tej okazji jakby mimochodem stwierdził, że „w takiej sytuacji będziemy mieli 39 mld funtów (około 44 mld euro) na wsparcie brytyjskiej gospodarki i finansowanie dodatkowych programów społecznych (chodzi o zobowiązania finansowe jakie W. Brytania w umowie z UE zobowiązała się zapłacić na rzecz unijnego budżetu).
Mówił także o konieczności natychmiastowej poprawy bezpieczeństwa na ulicach (zapowiedział rozpoczęcie procesu naboru dodatkowych 20 tysięcy policjantów), a także bardzo szybkie dofinansowanie publicznej służby zdrowia i na koniec jeszcze raz podkreślił do 31października na wyjście W. Brytanii z UE będą gotowe „nasze banki, fabryki, firmy i szpitale”.
- Przypomnijmy tylko, że w odrzuconej aż 3-krotnie przez Izbę Gmin umowie z UE-27, W. Brytania zgodziła się między innymi na zagwarantowanie wszystkich praw obywatelom krajów UE-27 mieszkającym na jej terytorium (w tym Polakom), jakie mieli, kiedy była ona członkiem Unii Europejskiej.
Zgodziła się także zapłacić składkę nie tylko do 2020 roku, ale także przypadającą na nią część zobowiązań wynikających ze stosowania zasady n+3 w wykorzystywaniu środków z Funduszu Spójności, co oznacza, że mimo opuszczenia UE, będzie musiała zapłacić szacunkowo około 50 mld euro.
Nie zgodziła się jednak, aby Irlandia Północna została w unii celnej przez określony w porozumieniu czas (chodzi o to, że takie rozwiązanie nie stwarzałoby konieczności natychmiastowego stworzenia granicy pomiędzy Republiką Irlandii i Irlandią Północną), podczas gdy pozostała część Zjednoczonego Królestwa będzie już poza UE.
- Właśnie, dlatego przyjęto tzw. rozwiązanie awaryjne (back-stop), a więc pozostawanie Zjednoczonego Królestwa w unii celnej po okresie przejściowym (po 2020 roku albo, jeżeli zostanie on przedłużony po 2021) i to to właśnie był jeden z powodów odrzucenia umowy w Izbie Gmin.
A to przecież oznaczałoby, że pod względem przepływów handlowych W. Brytania pozostawałaby w UE i nie mogła w pełni samodzielnie prowadzić polityki handlowej, czyli zawierać umów handlowych z krajami trzecimi ( a to był jeden z głównych argumentów zwolenników Brexitu, przemawiających za wyjściem z UE).
Wygląda więc na to, że Brytyjczycy pod przywództwem Johnsona będą gotowi, żeby umowę z UE ostatecznie odrzucić i spowodować twardy Brexit, choć jak wszystko na to wskazuje będzie on niekorzystny dla obydwu stron zarówno dla UE-27 jak samej W. Brytanii.
Przy czym gospodarka brytyjska przez 3 lata, które upłynęły od referendum już zamortyzowała jak się wydaje większość negatywnych skutków Brexitu, natomiast gospodarki UE-27 mają to jeszcze przed sobą.