UE zaskoczona gwałtownym wzrostem cen energii, a to przecież także efekt jej polityki

  1. Tej jesieni mamy do czynienia w Europie z gwałtownym wzrostem cen surowców energetycznych i w konsekwencji energii (np. blisko 10 krotny wzrost cen gazu w ujęciu rok do roku), a instytucje europejskie wydają się być tym faktem zaskoczone.

Na początku października na wniosek europejskiej Lewicy w Parlamencie Europejskim miała miejsce debata o gwałtownym wzroście cen energii w krajach Europy Zachodniej, można było odnieść wrażenie, że posłowie tej partii są wręcz w panice, bo nacierają na nich niezadowoleni ich wyborcy.

Oczywiście ci posłowie zdają sobie sprawę, że jedną z ważnych przyczyn tego wzrostu jest zapowiedź radykalizacji polityki klimatycznej wyrażona w 13 projektach aktów prawnych składających się na przedstawiony przez komisarza Timmermansa pakiet „Fit for 55”, za którym europejska Lewica głosuje „rękami i nogami”.

A mimo tego we wspomnianej debacie domagali się na te problemy jeszcze więcej tego samego (jeszcze więcej odnawialnej energii), a także szybkiego uruchomienia rekompensat dla gospodarstw domowych i przedsiębiorców, choć nie bardzo wiadomo z jakich środków można będzie je finansować.

 

  1. Trudna sytuacja energetyczna UE szczególnie na rynku gazu została spotęgowana świadomą prowadzoną od wielu miesięcy polityką Gazpromu, na którą przyzwalali Niemcy, a w konsekwencji także Komisja Europejska.

Otóż Rosjanie z Niemcami forsowali szybkie zakończenie budowy Nord Stream2 mimo amerykańskich sankcji w nadziei, że uda się go uwolnić od wymogów wynikających z tzw. III pakietu energetycznego.

Latem budowa gazociągu się zakończyła ale wtedy na skutek intensywnych działań polskiego PGNIG, okazało się, że jego niemiecki odcinek musi być tym pakietem objęty, a to oznacza, że dostarczanie nim gazu do Europy Zachodniej będzie możliwe dopiero za kilkanaście miesięcy, a może jeszcze później, na co Rosja nie może sobie pozwolić.

Dlatego w miesiącach letnich Gazprom zmniejszył dostawy gazu istniejącymi rurociągami do Europy Zachodniej (a odpowiada za co najmniej 1/3 tego zaopatrzenia) i zaczął dostarczać gaz ze swoich dużych magazynów, które ma w Niemczech, Holandii i Czechach, czym znacząco obniżył zapasy w nich zgromadzone.

Gdy na jesieni zapotrzebowanie na gaz wzrosło, i pojawiły się informacje o pustych magazynach, gwałtownie zaczęły rosnąć jego ceny, Gazprom ogłosił, że jest gotów dostarczać gaz nowym gazociągiem ale konieczna jest jego szybka certyfikacja, ze względu na nadzwyczajną sytuację na tym rynku.

Kto wie czy gdy ceny gazu będą dalej rosły i grozić będzie ze względu na jego niedobory wyłączenie dostaw dla przemysłu, Komisja Europejska się nie ugnie i zgodzi się na żądania Rosji.

 

  1. Trudno wręcz zrozumieć dlaczego dyrekcja generalna KE ds. energii, kierowana przez komisarz z Estonii Kadri Simson, nie była w stanie przewidzieć zarówno ogólnego wzrostu cen surowców energetycznych wywołanych gwałtownym odrabianiem start po pandemii Covid19 przez gospodarki wszystkich krajów świata, w Europie spotęgowanego jeszcze zapowiedzią zaostrzenia polityki klimatycznej i „monopolistycznymi” działaniami Rosji, głównie na rynku gazowym.

Teraz ogłaszanie komunikatów i publikowanie tzw. narzędzi, przy pomocy których kraje członkowskie mają pomagać gospodarstwom domowym i przedsiębiorstwom w przynajmniej częściowym zrekompensowaniu tego wzrostu, wygląda na działania wręcz w panice.

Bon energetyczny dla najuboższych, wprowadzenia zakazu odłączenia od sieci, obniżenie stawek podatkowych na energię, udzielanie pomocy przedsiębiorstwom, badanie potencjalnych zachowań antykonkurencyjnych na rynku energii, to tylko niektóre z tych pomysłów, ogłoszone przez KE w komunikacie z 13 października, z jednoczesnym poparciem dla zwiększenia udziału energii odnawialnej w zużywanej energii.

Te działania KE do złudzenia przypominają frazę Stefana Kisielewskiego o socjalizmie, że „to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności, nie znane w żadnym innym ustroju”.