- Wczoraj na opiniotwórczym portalu Euraktiv.com został zamieszczony artykuł premiera Mateusza Morawieckiego o konieczności głębokiej reformy europejskiego systemu handlu emisjami CO2 – EU ETS.
Szef polskiego rządu podkreśla, że w ostatnich kilku latach system ten zamiast służyć zrównoważonej i sprawiedliwej unijnej polityce klimatycznej, stał się narzędziem spekulacji, która te politykę znacząco utrudnia.
Premier Morawiecki polemizuje z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen, która sprzeciwiając się reformie EU ETS twierdziła, że „rosnące ceny certyfikatów na emisje CO2, są silnym bodźcem ekonomicznym dla firm, aby przestawiały się na czystą produkcję”.
Szef polskiego rządu potwierdza, że taka była logika tego systemu na początku ale w sytuacji kiedy ceny pozwoleń na emisję w ciągu kilku lat wzrosły 10-krotnie, ETS zamiast zachęcać firmy do racjonalnej ewolucji w zakresie transformacji energetycznej, zaczął narzucać jej wręcz szaleńcze tempo, które zagraża wzrostowi gospodarczemu wielu krajów UE.
- Premier Morawiecki zwraca uwagę, że gwałtowny wzrost cen pozwoleń na emisję CO2, wręcz uniemożliwia racjonalną transformację energetyczną i powoduje zagrożenie dla inwestycji niezbędnych dla stabilności unijnych gospodarek.
Podkreśla, że gwałtowny wzrost kosztów wytwarzania zmusza firmy do czasowego ograniczania produkcji, a to z kolei prowadzi do „destrukcji popytu”, napędzającego przecież wzrost gospodarczy.
Jedną z bardzo dużych uciążliwości z tym związanych jest w konsekwencji wzrost cen żywności, wpływający z kolei znacząco na wzrost poziomu inflacji w poszczególnych krajach członkowskich.
Jeszcze bardziej gwałtownie rosną ceny nośników energetycznych, głównie gazu i prądu, co nie tylko przekłada się na wyraźne podwyższenie inflacji ale także może spowodować niepokoje społeczne na dużą skalę (w Polsce w cenie prądu 2/3 stanowią obciążenia unijne).
- Należy przy tej okazji przypomnieć, że ten radykalny system europejskiej polityki klimatycznej, został zaakceptowany przez ówczesnych szefów rządów krajów UE jesienią 2008 roku na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli (wtedy jeszcze możliwe było weto poszczególnych krajów w tej sprawie).
Wtedy właśnie zgodzono się na słynne 3x20 w tym redukcję o 20 proc. emisji CO2 do roku 2020, ale dla Polski najpoważniejsze negatywne skutki miało wyrażenie zgody przez ówczesnego premiera Tuska na zmianę bazy redukcji CO2 z roku 1989 na rok 2005 a także na obowiązkowy handel uprawnieniami do emisji dla wytwarzających energię elektryczną, który zaczął obowiązywać od 1 stycznia 2013 roku.
Zgoda na zmianę bazy, od której liczy się redukcję CO2 dla Polski miała wręcz katastrofalny wymiar, ponieważ od roku 1989 Polska dokonała znaczącej redukcji CO2 o ponad 31%, w sytuacji kiedy większość krajów UE w tym czasie znacząco zwiększyła swoje emisje, szybko się rozwijając, zgoda na liczenie redukcji od 2005 roku spowodowała, że zaczynaliśmy ją niejako od początku.
- Jeszcze radykalniejsze rozwiązania zaproponowała KE w polityce klimatycznej w 2014 roku, na kolejne restrykcje, między innymi ograniczenie emisji CO2 o 43 proc. do roku 2030 ale przede wszystkim na wprowadzenie tzw. Rezerwy Stabilizacyjnej, godziła się wtedy już ówczesna premier Ewa Kopacz (teraz podwyższono ten cel redukcji do 55% do roku 2030).
Rezerwa to zdjęcie z rynku 900 mln ton pozwoleń na emisję, już wtedy polski Senat nazwał to pociągnięcie para-podatkiem dla wytwórców energii elektrycznej i poważnym powodem ciągłego wzrostu ich cen.
Drugim powodem jest fakt, że pozwolenia na emisję od stycznia 2018 roku, stały się instrumentem finansowym, a tym samym w handlu nimi bierze udział szeroko rozumiany sektor finansowy, a więc stały się one przedmiotem powszechnej spekulacji.
Wreszcie trzecim, była zgoda na wprowadzenie zmiany w handlu emisjami ETS na lata 2021-2030, polegającej na corocznej redukcji puli uprawnień na rynku o 2,2 proc., co oznacza w każdym roku zmniejszenie ich ilości o 200-300 mln ton, co w oczywisty sposób wpływa także na wzrost ich cen.
Jak wynika z tego opisu obecnego systemu handlu emisjami, konieczna jest jego radykalna reforma i dobrze, że propozycje polskiego premiera w tym zakresie, ukazują się w opiniotwórczych europejskich mediach.