Okazuje się, że także PSL jest za likwidacją polskiego złotego

1.W ostatnich dniach pojawiły się w mediach wypowiedzi dwóch liderów PSL-u, najpierw przewodniczącego Rady Naczelnej Waldemara Pawlaka, a później prezesa Władysława Kosiniaka- Kamysza o konieczności przyjęcia przez Polskę waluty euro. Kosiniak-Kamysz wprawdzie przypomina, że Polska zobowiązała się do tego w traktacie akcesyjnym do UE ale ma wybrać termin tego wejścia ale jednocześnie wymienia jego zdaniem zalety przebywania w strefie euro, tańsze kredyty hipoteczne i niższa inflacja, co oznaczałoby, że powinniśmy przyjąć wspólną walutę najszybciej jak to tylko możliwe. Co więcej stwierdza, że odbyła na ten temat debata na ostatniej Radzie Naczelnej, a także trwa dyskusja z Polską 2050, której lider i jego doradcy od momentu powstania tego ugrupowania, wejście Polski do strefy euro, wręcz wypisali sobie na sztandarach. Ten nagły zwrot PSL-u w tak fundamentalnej sprawie, wyraźnie wskazuje, że ta partia przygotowuje się do koalicji z Platformą, której przewodniczący Donald Tusk po wielokroć wypowiadał się o konieczności jak najszybszego odejścia od złotego i przyjęcie euro.

2. Niestety wszyscy ci politycy nie dostrzegają ogromnie pozytywnej roli jaką odgrywa własny pieniądz w sytuacji walki ze skutkami kryzysów, walki z inflacją, czy „gonienia” bardziej zamożnych krajów Europy. Po przecież pieniądz to nie tylko środek wymiany ale spełnia także inne ważne funkcje i właśnie ostatnie lata kryzysu pandemicznego, a także agresji Rosji na Ukrainę dobitnie pokazały, że kraje posługujące się własnymi walutami znacznie lepiej radzą sobie w takich sytuacjach niż kraje będące w strefie euro. Tak się złożyło ,że na początku kwietnia Eurostat podał dane dotyczące kształtowania się poziomu PKB na głowę mieszkańca z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej waluty w poszczególnych krajach członkowskich w stosunku do średniej unijnej na koniec 2022 roku. Dodatkowo porównano je z danymi na koniec 2019 roku, żeby pokazać, jak wpłynął kryzys covidowy i trwająca już rok wojna za wschodnią granicą UE na gospodarki poszczególnych krajach członkowskich, a w konsekwencji także co to spowodowało „w statystycznej zamożności” ich mieszkańców.

3. Z tych zestawień dobitnie wynika, że w tych trudnych warunkach w ostatnich kilku latach, zdecydowanie lepiej radziły sobie kraje z własną walutą, niż te znajdujące się w strefie euro, co więcej najwięcej straciły duże kraje UE. W stosunku do poziomu z końca 2019 roku, jeżeli chodzi o poziom PKB na głowę mieszkańca z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej waluty na koniec 2022 roku w stosunku do średniej unijnej, najwięcej straciła Hiszpania aż 6 pkt. procentowych, Francja-5 pkt. procentowych i Niemcy 4 pkt. procentowe. Z kolei najwięcej pod tym względem zyskały kraje posługujące się własnymi walutami, takie jak: Dania aż 10 pkt. procentowych, Rumunia-7 pkt. procentowych, Polska -6 pkt. procentowych, Bułgaria-6 pkt. procentowych, czy Węgry -4 pkt. procentowe.

4.Dane zaprezentowane przez Eurostat skłaniają także do głębszej analizy, tego jak wpływało posiadanie własnej waluty na „gonienie” przez mniej zamożne kraje UE, tych bogatszych.
Najbardziej wymowne jest porównanie sytuacji Słowacji i Polski, bowiem ten pierwszy kraj jest już w strefie euro kilkanaście lat, a więc mamy do dyspozycji dostateczną ilość danych makroekonomicznych w długim okresie czasowym. Po drugie Słowacja jest krajem, który podobnie jak Polska doświadczył przez 45 lat komunizmu i socjalizmu, co więcej obydwa kraje miały i mają, podobne struktury gospodarek, a w konsekwencji podobną strukturę PKB. Po trzecie wreszcie Słowacja w porównaniu do takich krajów, jak Litwa, Łotwa czy Estonia, które także wychodziły z komunizmu i weszły do strefy euro, ma znacznie większą od nich gospodarkę, bliższą naszego potencjału gospodarczego.                                                                                       

5. Otóż okazuje się, że w momencie wejścia do Unii Europejskiej, a więc w 2004, poziom życia mierzony PKB per capita z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, był wyższy na Słowacji niż w Polsce, w tym pierwszym kraju wynosił 58,6% średniej unijnej, w Polsce natomiast tylko 51,5% tej średniej, a więc ok. 7 pkt. procentowych różnicy. Kiedy Słowacja wchodziła do strefy euro w 2009 roku, różnica pod tym względem z Polską, była jeszcze większa, wskaźnik ten wynosił odpowiednio 72% i 59,9%, a więc ponad 12 pkt. procentowych na korzyść Słowacji. Jednak od momentu wejścia Słowacji do strefy euro, dystans pod względem poziomu życia zaczął się nie tylko zmniejszać, ale Polska i to bardzo wyraźnie wyprzedziła Słowację, na koniec 2022 roku w Polsce wskaźnik ten wynosił 79% średniej unijnej, a na Słowacji spadł do 67% średniej unijnej, czyli różnica wynosi 12 pkt. procentowych, ale teraz już na korzyść Polski. A więc od momentu wejścia do strefy euro w 2009 roku, jeżeli chodzi po poziom zamożności obywateli, Słowacja straciła 12 pkt. procentowych w stosunku do średniej unijnej, a Polska w tym samym czasie zyskała 12 pkt. procentowych. Słowacy wyraźnie zbiednieli, Polacy bardzo wyraźnie poprawili swoją „statystyczną zamożność”, sumarycznie aż o 24 pkt. procentowe i to jest przesądzający argument, że w sytuacji realizacji strategii „gonienia”, posługiwanie się własną walutą jest wręcz kluczowe.

6. A to gonienie najbardziej zamożnych krajów UE, w przypadku Polski, to jeszcze przynajmniej kilkanaście lat, więc własna waluta jest nam potrzebna w tym okresie, wręcz jak powietrze. Dobrze byłoby, żeby politycy opozycji, zanim zabiorą głos w tak fundamentalnej sprawie, zapoznali się twardymi danymi statystycznymi, pokazującymi skutki przyjęcia wspólnej waluty, przez kraje podobne do Polski, takie jak np. Słowacja, a wtedy być może bardziej racjonalnie będą postrzegali likwidacje polskiego złotego.