- Przez wiele lat, szczególnie w okresach jesienno- zimowych, kraje Europy Środkowo-Wschodniej (w tym Polska) doświadczały, szantażu gzowego Gazpromu, który bezceremonialnie zakręcał kurki gazociągów, tłumacząc to z reguły koniecznościami technicznymi i w ten sposób wymuszał zgody odbiorców gazu w innych krajach na wyższe ceny albo realizację jakichś politycznych celów putinowskiej Rosji.
Wygląda na to, że już tej jesieni tego rodzaju szantażowi gazowemu Gazpromu są poddane Niemcy, których magazyny gazowe są wypełnione zaledwie w połowie, a Rosja zamówiła na październik zaledwie 30% przepustowości gazociągu Jamalskiego biegnącego przez Polskę i dostarczającego rosyjski gaz do tego kraju.
Jednocześnie ceny gazu na ryku europejskim są blisko 3-krotnie wyższe od średniej ceny z lat poprzednich, co w oczywisty sposób powoduje pogłębiającą się nerwowość w krajach Europy Zachodniej.
Ta sytuacja na rynku gazu w Niemczech spowodowała, że problem ten był przedmiotem debat liderów partii politycznych w kampanii parlamentarnej, a kandydatka Zielonych na kanclerza Niemiec- Annalena Baerbock, określiła ją wprost „rosyjskim szantażem”.
- Rosjanie posługują się tym szantażem, głównie w celu doprowadzenia do tego aby już wybudowany Nord Stream2, został dopuszczony do użytku, poza obowiązującym go unijnym prawem, a więc tzw. III Pakietem energetycznym.
Właśnie na początku września właściciel gazociągu Nord Stream2 AG zwróciła się do niemieckiego regulatora Bundesnetzagentur (BnetzA) o certyfikowanie jej jako operatora (na obszarze Niemiec i ich wód terytorialnych), wg tzw. modelu niezależnego operatora systemu przesyłowego (ITO).
Rosjanie (choć reprezentowani przez zarejestrowaną w Szwajcarii spółkę) w dalszym ciągu na gruncie europejskim próbują forsować stanowisko, że Nord Stream2 jest inwestycją, której nie dotyczy tzw. III unijny Pakiet energetyczny, którego celem jest zagwarantowanie konkurencji i równych warunków dla wszystkich uczestników rynku.
Według tych zasad Nord Stream2 AG między innymi, musi powołać niezależnego operatora zajmującego się przesyłem gazu (dla tej części gazociągu która leży na wodach niemieckich), który musi na zasadach aukcji, udostępnić 50% przepustowości gazociągu (czyli 22,5 mld m3) dla stron trzecich, a także powinien opracować przejrzyste taryfy uwzględniające koszty całego gazociągu.
- Wygląda na to, że w takiej formule zgody na eksploatację gazociągu nie dostaną, bowiem już raz przegrali tę kwestię przed niemieckim sądem (choć trzeba pamiętać, że to dopiero wyrok w I instancji).
Przypomnijmy w tym kontekście, że pod koniec sierpnia Wyższy Sąd Krajowy w Dusseldorfie odrzucił skargę spółki Nord Stream2 AG na decyzję niemieckiej federalnej agencji sieci (BNetzA) odrzucającej wniosek operatora o wyłączenie tego gazociągu spod działania unijnego tzw. III Pakietu energetycznego.
Do tego procesu jako strona zostały dopuszczone PGNIG S.A i jej spółka zależna PGNiG Supply& Trading (PST), które przedstawiły uzasadnienie dotyczące objęcia tego gazociągu wspomnianym tzw. III Pakietem energetycznym.
Z rozstrzygnięcia niemieckiego sądu wynika także, że wszystkie wymienione wyżej regulacje muszą być przeprowadzone przez inwestora przed przystąpieniem do procesu jego certyfikacji.
- Niemcy chyba z pewnym zaskoczeniem odnotowują, że Rosjanie dla realizacji swoich celów, są gotowi sięgnąć po gazowy szantaż także w odniesieniu do kraju, który gorąco i bez żadnych zastrzeżeń popierał realizację inwestycji Nord Strem2.
Na szczęście dwie firmy polskie PGNIG S.A i jej spółka zależna PGNiG Supply& Trading (PST), będą brały udział w procesie certyfikacji Nord Stream2, prowadzonym przez niemieckiego regulatora Bundesnetzagentur (BnetzA) i dopilnują, nawet gdyby wymagało to procesów sądowych w Niemczech, aby dopuszczenie tego gazociągu do użytku, było zgodne z europejskim prawem.
Trzeba się jednak spodziewać, że Gazprom użyje w tej sprawie wszystkich dostępnych mu instrumentów z wywołaniem w Europie Zachodniej „gazowego kryzysu zimowego” włącznie.