- Część mediów po wielokroć zapowiadało powrót Donalda Tuska do polskiej polityki, w tym jego start w ostatnich wyborach prezydenckich ale zawsze okazywało się, że „to jeszcze nie ten czas”.
Ale 4 czerwca Tusk w wywiadzie dla TVN24 wprost zapowiedział, że „nie kocha partii politycznych, nawet jeżeli się je zakładało ale gotów jest zrobić wszystko, żeby Platforma nie przeszła do historii”.
Ba najbardziej zaprzyjaźnione z Tuskiem redakcje „Gazety Wyborczej” i tygodnika „Polityka”, opublikowały scenariusz takiego powrotu z datami, w tym także z datą przejęcia kierowania Platformą, po rezygnacji obecnego przewodniczącego-Borysa Budki.
- Według tych gazet właśnie dzisiaj na posiedzeniu zarządu krajowego PO, Borys Budka miał się podać do dymisji, a na jego miejsce miał zostać wybrany właśnie Tusk ale jak się okazało, nie ma on siły, żeby taką operację przeprowadzić.
Tusk spotkał się w tej sprawie z Borysem Budką i ten ostatni, jak donosiły Wyborcza i Polityka, miał się zgodzić na pokojowe przekazanie władzy w Platformie, okazało się jednak, że są to informacje nieprawdziwe.
Obecny wiceprzewodniczący PO, poseł Tomasz Siemoniak skwitował to następująco „owszem na środę planowane jest rutynowe posiedzenie zarządu PO, ale nic nie wskazuje na to, żeby miało na nim dojść do realizacji sensacyjnych scenariuszy”.
Wczoraj po południu poseł Marcin Kierwiński ogłosił nawet, że posiedzenie zarządu PO w środę nie było planowane i w związku z tym się nie odbędzie, tym większy jest więc blamaż obydwu gazet i samego Tuska.
A więc gazety zaprzyjaźnione z Tuskiem ogłosiły nie tylko jego powrót do Platformy ale nawet wyznaczyły jego datę ale okazało się, że obecne władze tej partii tego nie chcą, co więcej dały Tuskowi odpór, ogłaszając, że na ten dzień nie było nawet planowane posiedzenie zarządu.
- Rzeczywiście Tusk już w europejskiej polityce coraz mniej znaczy, wprawdzie ciągle jeszcze jest szefem Europejskiej Partii Ludowej (EPL) ale w sytuacji kiedy karierę polityczną kończy tej jesieni jego promotorka kanclerz Angela Merkel, to i on musi szukać sobie nowego miejsca.
Przez dwie kadencje przewodniczenia Radzie Europejskiej sukcesów raczej nie odnotował, jedyne czym na pewno przejdzie do historii, to po raz pierwszy w historii, wyjście z UE jednego z najważniejszych jej członków czyli W. Brytanii.
Już jako przewodniczący EPL, zasłynął z uporczywych prób najpierw zawieszenia węgierskiego Fideszu w prawach członka tej europejskiej partii, by później doprowadzić do jej wykluczenia.
Jak się mówi na korytarzach PE głównym powodem takiej determinacji Tuska w tej sprawie, wcale nie były zastrzeżenia do polityki prowadzonej przez rząd tej partii na Węgrzech ale osobista zemsta na Orbanie, za jego sojusz z Jarosławem Kaczyńskim.
- Skoro nie ma zapotrzebowania na Tuska w instytucjach europejskich, nawet tych związanych z partiami politycznymi, to pozostaje albo wygodna emerytura albo zaangażowanie w politykę w Polsce.
Tyle tylko jak się okazało, w polskiej polityce Tuska także nie chcą, nie chce tego ugrupowanie Hołowni (wcześniej były takie podejrzenia), nie chce Lewica, która glosowaniem razem z PiS w sprawie Planu Odbudowy, wybiła się na niepodległość w opozycji ale nie chce także Platforma, co pokazuje opór przewodniczącego Budki i jego kolegów z zarządu.
Tuskowi wydawało się, że jak za dawnych czasów, postraszy kolegów partyjnych, spowoduje na nich nacisk opiniotwórczych mediów dla jego środowiska i ci przyniosą mu władzę w partii na tacy.
Okazuje się, że tak nie jest, a tą wyznaczoną przez media, datą tego powrotu, Donalda Tuska po raz kolejny po prostu skompromitowano.